czwartek, 20 grudnia 2012

20.12

Coraz bliżej Święta...coraz bliżej Święta !!! Czuje ten klimat, cieszę się bardzo na samą myśl o tegorocznych świętach. Za oknem cudownie !!! Biało, ogromne czapy sniegu na drzewach, mega zaspy na ulicach. Lubie to !!! Dobrze mam, bo nie muszę jeździć samochodem, zapewne dlatego tez to uwielbienie. Przesiedliśmy się na sanki tzn Milan.Dobrze się zgraliśmy ze snieżkiem latoś i zdążylismy wyzdrowieć. Wszystkich domowników dopadł wirus, tylko mąż mojej siostry się nie dał. Chora byłam ja powtórnie i z podwójną siłą, Milan, który najłagodniej i najszybciej sie wybronił, mama, tata oraz siostra z antybiotykiem na zwolnieniu. Urocza zasmarkana obolała rodzinka. Ponad tydzień walczyliśmy z chorobą, aż  chyba w końcu mogę powiedzieć, że przegnaliśmy intruza z domu ... odpukać. Szczęście w tym zbiorowym chorowaniu było tylko takie, że dopadło nas przed świętami. I teraz na przygotowania, gotowanie, pichcenie, sprzątanie jesteśmy wszyscy w pełni sił. Mam nadzieję, że do świąt dotrwamy już w zdrowiu. Naprawdę nie mogę się doczekać tych świąt. A najbardziej Milana reakcji na prezenty. Mikołaj w Jego języku to Ijaaa. Żaden Jegomość w tv bądź gazecie nie umknie Jego uwadze. Milan wie tez że Ijaaa przynosi prezenty. Śmiało odpowiada, że dostanie od Mikołaja Kuuu czyli ciuchnię oraz Bruummm rzecz oczywista samochód. Jakaż to bedzie radość !!! Dziś mam nadzieję ubierzemy choinkę, ciekawa jestem tez Jego reakcji. On wie , że pod choinką Mikołaj zostawi prezenty. Ale to będzie szał i radość !!! Oby tylko nie szukał ich juz dziś.
W następnym poście załacze zdjęcia z slubu oraz wesela mojej siostry, obiecane już dawno wraz z mini relacja.

piątek, 7 grudnia 2012

7.12

Hej ! Dawno mnie tu nie było. Podczas tej pauzy przetransportowaliśmy się do Polski, już na święta. Mini przedsmak był wczoraj Mikołajki :) Milan z wrażenia i poziomu emocji spać nie mógł, a spał z samochodzikiem i ciuchcią :)
Ale od początku ...
Przylecieliśmy 25 listopada. W myślach pakowałam nas już tydzień przed. W praktyce zaczęłam w piątek. Bałam się jak zwykle podróży z Milanem. Oraz jak zwykle niepotrzebnie. Najgorsze było pożegnanie na lotnisku ;( Milan się rozpłakał bo musieliśmy już iść, ja się rozpłakałam za Niego a Wojtek gdy zadzwonił do mnie a my nadal szlochaliśmy :( Przykra scena. Żelki pomogły załagodzić sytuacje. Milan przestał wiec automatycznie i ja. Czekanie na samolot oraz lot minął bez problemowo. Mieliśmy szczęście bo miejsce obok było wolne. A więc oprócz startu i lądowania Milan siedział sobie obok mnie na osobnym dorosłym miejscu, zajadał paluszki i oglądał bajki. Nie stwarzał problemu nikomu i nie hałasował. Piszę o tym, ponieważ przed nami siedziała Pani, która wymownie zmierzyła nas wzrokiem, po raz pierwszy gdy zajęliśmy miejsce za Nią, po raz drugi gdy Milan nie chciał zapiąć pasów. Na szczęście ale chyba bardziej Jej, nie dawał Jej już więcej okazji do wymownych spojrzeń bądź mogących się też pojawić komentarzy. Pierwszy raz spotkałam się z takim zachowaniem. Przecież samolot to miejsce publiczne. Ale, dolecieliśmy szczęśliwie. Podczas lotu opowiadałam Milanowi, że lecimy do babć, dziadków, itd. Na lotnisku w Warszawie podeszła do nas Pani i poprosiła o pomoc. Ruszyliśmy więc razem po odbiór bagażów. Pani miała okulary i krótkie włosy jak moja mama. Milan od razu rzekł do Niej- baba :) Dał Jej rączkę, powierzył smoka w opiekę oraz swoją tuliśkę, wymusił też noszenie na rękach, co chwila powtarzając baba. Z przybraną babcią wyszedł też do naszych bliskich, którzy na nas czekali. Wtedy bezboleśnie przejęliśmy Go, zajęlismy miejsca w samochodzie i ruszyliśmy w drogę ku prawdziwym babciom :) Ogólnie jest ok. Jesteśmy już drugi tydzień. Ale Milan nie miał wiekszych problemów z zaklimatyzowaniem się. Pamiętał doskonale twarze, miejsca. Problem mieliśmy początkowo z zasypianiem na noc. Teraz jest już spokojnie, mamy metodę, ale niestety nie usypia sam, musimy przy Nim być. Ponad to jest tu bardzo szczęśliwy :) Ciężko mi Go wyciągnać wieczorem na sapcer bądź wizytę u Kogoś. Co jest ewenementem, wcześniej tylko pokazałam buty i już stał przy drzwiach. Teraz krzyczy nie, siada szybko grzecznie na kanapę, robi mi pa pa i mogę sobie iść ale sama. Tak jest wieczorem gdy wszytscy domownicy są w domu. Rano natomiast nie stawia żadnego oporu. Pada często z Jego ust tata, ale wytłumaczenie, że tata jest u pieska satysfakcjonuje Go. Gdy wymieniamy mu np. rano ,że babcia jest w pracy , ciocia, wujek oraz dziadek to On na koniec zawsze dodaje do kompletu - tata !!!
Ja = my mamy też sie bardzo dobrze. Czuje się już naprawdę rewelacyjnie, pomijając skutki przeziębienia. Jak to w ciąży wiadomo nic z działu farmakologicznego zażyć nie mogę, a więc piłam mleko z czosnkiem oraz miodem. Bardzo mi pomogło. Tydzień temu ujrzałam w końcu nasze Maleństwo :) USG to cudowne badanie. Dzięki Temu, Który to wymyślił :) Wszytsko jest w porządku, rączki, nóżki, serduszko, główka, kosteczki ... wszystko rozwija się prawidłowo :) To już 16 tydzień. Już, bo już wiemy że najprawdopodobniej będziemy mieć drugiego Synka :):):) Imion mamy masę, szkoda tylko że żadne nie podoba nam się jak narazie wspólnie. Wojtek swoje, ja swoje. Mamy jeszcze sporo czasu...więc napewno powymyślamy jeszcze dużo imion zanim znajdziemy to odpowiednie i wspólnie przez nas wybrane. 
Ponad to zdobywam nowe umiejętności...a właściwie to raczej wiedzę :) Glazura, obudowy, docinki, tajniki kładzenia płytek, wymierzanie, rozplanowywanie, geberyty ... wow... eksyctujące na maksa !!! :) Kładziemy płytki w domu, zaczęliśmy od łazienki, pechowo dla mnie. Bo jestem sama, tzn bez Wojtka. Jego nie ma ale jest obecny przy podejmowaniu każdej decyzji, czary mary :) To pierwsze płytki w moim życiu :) Ja myślałam, że to taki pikuś, otworzę dom, wieczorem przyjadę obejrzę, nacieszę oko i zamknę dom. A tymczasem trzeba było to rozmierzać, kombinować i cały czas podejmować decyzję. Musiał też swoje zrobić hydraulik. Wszytsko miało być takie proste. Zamówiliśmy projekt, spodobał nam się, zakupiliśmy płytki i mi się wydawało, że jest już wszytsko jasne. Zawiozłam wydruk płytkarzowi i zaczęły się schody. Cały projekt był źle narysowany. W małej łazience, kładąc duże płytki oraz dekory, w dodatku mające mieścić się pomiędzy geberytem a prysznicem, oraz chcąc zadowolić klienta wybrednego oraz w przypadku Wojtka znającego się bardzo na rzeczy ... to duży problem dla wszytskich. Abym ja była zadowolona pod względem estetycznym i aby dekory wyszły tam gdzie powinny, Wojtek pod względem równych docinek oraz sposobu położenia tych płytek, a Pan Majster pod względem miłej atmosfery pracy, nie zmieniania mu koncepcji co chwila i zadowolenia klientów. Wspólnymi siłami i chęciami ten złoty środek znaleźliśmy :):):) Efekt pokaże niebawem.