czwartek, 20 grudnia 2012

20.12

Coraz bliżej Święta...coraz bliżej Święta !!! Czuje ten klimat, cieszę się bardzo na samą myśl o tegorocznych świętach. Za oknem cudownie !!! Biało, ogromne czapy sniegu na drzewach, mega zaspy na ulicach. Lubie to !!! Dobrze mam, bo nie muszę jeździć samochodem, zapewne dlatego tez to uwielbienie. Przesiedliśmy się na sanki tzn Milan.Dobrze się zgraliśmy ze snieżkiem latoś i zdążylismy wyzdrowieć. Wszystkich domowników dopadł wirus, tylko mąż mojej siostry się nie dał. Chora byłam ja powtórnie i z podwójną siłą, Milan, który najłagodniej i najszybciej sie wybronił, mama, tata oraz siostra z antybiotykiem na zwolnieniu. Urocza zasmarkana obolała rodzinka. Ponad tydzień walczyliśmy z chorobą, aż  chyba w końcu mogę powiedzieć, że przegnaliśmy intruza z domu ... odpukać. Szczęście w tym zbiorowym chorowaniu było tylko takie, że dopadło nas przed świętami. I teraz na przygotowania, gotowanie, pichcenie, sprzątanie jesteśmy wszyscy w pełni sił. Mam nadzieję, że do świąt dotrwamy już w zdrowiu. Naprawdę nie mogę się doczekać tych świąt. A najbardziej Milana reakcji na prezenty. Mikołaj w Jego języku to Ijaaa. Żaden Jegomość w tv bądź gazecie nie umknie Jego uwadze. Milan wie tez że Ijaaa przynosi prezenty. Śmiało odpowiada, że dostanie od Mikołaja Kuuu czyli ciuchnię oraz Bruummm rzecz oczywista samochód. Jakaż to bedzie radość !!! Dziś mam nadzieję ubierzemy choinkę, ciekawa jestem tez Jego reakcji. On wie , że pod choinką Mikołaj zostawi prezenty. Ale to będzie szał i radość !!! Oby tylko nie szukał ich juz dziś.
W następnym poście załacze zdjęcia z slubu oraz wesela mojej siostry, obiecane już dawno wraz z mini relacja.

piątek, 7 grudnia 2012

7.12

Hej ! Dawno mnie tu nie było. Podczas tej pauzy przetransportowaliśmy się do Polski, już na święta. Mini przedsmak był wczoraj Mikołajki :) Milan z wrażenia i poziomu emocji spać nie mógł, a spał z samochodzikiem i ciuchcią :)
Ale od początku ...
Przylecieliśmy 25 listopada. W myślach pakowałam nas już tydzień przed. W praktyce zaczęłam w piątek. Bałam się jak zwykle podróży z Milanem. Oraz jak zwykle niepotrzebnie. Najgorsze było pożegnanie na lotnisku ;( Milan się rozpłakał bo musieliśmy już iść, ja się rozpłakałam za Niego a Wojtek gdy zadzwonił do mnie a my nadal szlochaliśmy :( Przykra scena. Żelki pomogły załagodzić sytuacje. Milan przestał wiec automatycznie i ja. Czekanie na samolot oraz lot minął bez problemowo. Mieliśmy szczęście bo miejsce obok było wolne. A więc oprócz startu i lądowania Milan siedział sobie obok mnie na osobnym dorosłym miejscu, zajadał paluszki i oglądał bajki. Nie stwarzał problemu nikomu i nie hałasował. Piszę o tym, ponieważ przed nami siedziała Pani, która wymownie zmierzyła nas wzrokiem, po raz pierwszy gdy zajęliśmy miejsce za Nią, po raz drugi gdy Milan nie chciał zapiąć pasów. Na szczęście ale chyba bardziej Jej, nie dawał Jej już więcej okazji do wymownych spojrzeń bądź mogących się też pojawić komentarzy. Pierwszy raz spotkałam się z takim zachowaniem. Przecież samolot to miejsce publiczne. Ale, dolecieliśmy szczęśliwie. Podczas lotu opowiadałam Milanowi, że lecimy do babć, dziadków, itd. Na lotnisku w Warszawie podeszła do nas Pani i poprosiła o pomoc. Ruszyliśmy więc razem po odbiór bagażów. Pani miała okulary i krótkie włosy jak moja mama. Milan od razu rzekł do Niej- baba :) Dał Jej rączkę, powierzył smoka w opiekę oraz swoją tuliśkę, wymusił też noszenie na rękach, co chwila powtarzając baba. Z przybraną babcią wyszedł też do naszych bliskich, którzy na nas czekali. Wtedy bezboleśnie przejęliśmy Go, zajęlismy miejsca w samochodzie i ruszyliśmy w drogę ku prawdziwym babciom :) Ogólnie jest ok. Jesteśmy już drugi tydzień. Ale Milan nie miał wiekszych problemów z zaklimatyzowaniem się. Pamiętał doskonale twarze, miejsca. Problem mieliśmy początkowo z zasypianiem na noc. Teraz jest już spokojnie, mamy metodę, ale niestety nie usypia sam, musimy przy Nim być. Ponad to jest tu bardzo szczęśliwy :) Ciężko mi Go wyciągnać wieczorem na sapcer bądź wizytę u Kogoś. Co jest ewenementem, wcześniej tylko pokazałam buty i już stał przy drzwiach. Teraz krzyczy nie, siada szybko grzecznie na kanapę, robi mi pa pa i mogę sobie iść ale sama. Tak jest wieczorem gdy wszytscy domownicy są w domu. Rano natomiast nie stawia żadnego oporu. Pada często z Jego ust tata, ale wytłumaczenie, że tata jest u pieska satysfakcjonuje Go. Gdy wymieniamy mu np. rano ,że babcia jest w pracy , ciocia, wujek oraz dziadek to On na koniec zawsze dodaje do kompletu - tata !!!
Ja = my mamy też sie bardzo dobrze. Czuje się już naprawdę rewelacyjnie, pomijając skutki przeziębienia. Jak to w ciąży wiadomo nic z działu farmakologicznego zażyć nie mogę, a więc piłam mleko z czosnkiem oraz miodem. Bardzo mi pomogło. Tydzień temu ujrzałam w końcu nasze Maleństwo :) USG to cudowne badanie. Dzięki Temu, Który to wymyślił :) Wszytsko jest w porządku, rączki, nóżki, serduszko, główka, kosteczki ... wszystko rozwija się prawidłowo :) To już 16 tydzień. Już, bo już wiemy że najprawdopodobniej będziemy mieć drugiego Synka :):):) Imion mamy masę, szkoda tylko że żadne nie podoba nam się jak narazie wspólnie. Wojtek swoje, ja swoje. Mamy jeszcze sporo czasu...więc napewno powymyślamy jeszcze dużo imion zanim znajdziemy to odpowiednie i wspólnie przez nas wybrane. 
Ponad to zdobywam nowe umiejętności...a właściwie to raczej wiedzę :) Glazura, obudowy, docinki, tajniki kładzenia płytek, wymierzanie, rozplanowywanie, geberyty ... wow... eksyctujące na maksa !!! :) Kładziemy płytki w domu, zaczęliśmy od łazienki, pechowo dla mnie. Bo jestem sama, tzn bez Wojtka. Jego nie ma ale jest obecny przy podejmowaniu każdej decyzji, czary mary :) To pierwsze płytki w moim życiu :) Ja myślałam, że to taki pikuś, otworzę dom, wieczorem przyjadę obejrzę, nacieszę oko i zamknę dom. A tymczasem trzeba było to rozmierzać, kombinować i cały czas podejmować decyzję. Musiał też swoje zrobić hydraulik. Wszytsko miało być takie proste. Zamówiliśmy projekt, spodobał nam się, zakupiliśmy płytki i mi się wydawało, że jest już wszytsko jasne. Zawiozłam wydruk płytkarzowi i zaczęły się schody. Cały projekt był źle narysowany. W małej łazience, kładąc duże płytki oraz dekory, w dodatku mające mieścić się pomiędzy geberytem a prysznicem, oraz chcąc zadowolić klienta wybrednego oraz w przypadku Wojtka znającego się bardzo na rzeczy ... to duży problem dla wszytskich. Abym ja była zadowolona pod względem estetycznym i aby dekory wyszły tam gdzie powinny, Wojtek pod względem równych docinek oraz sposobu położenia tych płytek, a Pan Majster pod względem miłej atmosfery pracy, nie zmieniania mu koncepcji co chwila i zadowolenia klientów. Wspólnymi siłami i chęciami ten złoty środek znaleźliśmy :):):) Efekt pokaże niebawem.

czwartek, 8 listopada 2012

8.11

Zauważyłam że piszę tu o czymś a potem zostawiam to bez odpowiedzi, bez nowych wieści. Więc dziś nowości. Pisałam, że Milan nie chce jeść. Kryzys zażegnany. Je. Nie zmuszaliśmy Go, nie wciskaliśmy. Sam zrozumiał, że trzeba jeść co mama daje :) Pomogło nam też krzesełko. Takie to proste że aż absurdalne. Ale działa. Milan czuje się jak dorosły niemalże. Siada, dostaje danie na talerzyku, widelec, tak samo jak my. Pokazuje co chwila na siebie na mnie, głaszcze się po brzuszku co oznacza że jest pyszne. Ja też muszę sie głaskać i okazywać zachwyt. I takim sposobem, delektując się i zachwycając, jemy :) Mieliśmy też opisywany przeze mnie problem i to duży z usypianiem. Jest o niebo lepiej niż było. Mamy nową metodę. Po kąpieli, wyłączamy tv, chowamy laptop, piloty. Milan wycisza się, wypija mleko. Potem zanosimy Go do nas na łóżko. Leżymy z Nim, bądź jedno z nas, przytulamy Go, tulimy. Gdy widzimy, że już czas na sen, wychodzimy. Sam zostaje, wierci się, przekłada z boku na bok aż w końcu usypia. Potem przenosimy Go do łóżeczka i śpi smacznie do rana. Wszystko zajmuje mu około godziny aż uśnie. Ale jest przeważnie bez krzyku i wymuszania. Wspomniałam, że zastanawiam się czy tran pity podczas kąpieli Go przypadkiem tak nie pobudzał przed snem. Ale znalazłam wiele źródeł z internetu przeczącym tej tezie. Tran jest nawet zalecany jako sprzymierzeniec w walce z bezsennością i powinno się go pić przed snem.
Z nowości znów mamy zimę :) Jest przepięknie za oknem, sypie gruby śnieg, drzewa są ślicznie obsypane, czuć mrozek w powietrzu...no cudnie. Ja czuje się w zupełności, w całości dobrze. Milan nauczył się już pokazywać gdzie jest Dzidziuś. Ale ciężko mu mówić Dzidzi. Mówi ale trzeba Go popytać i poprosić pare razy. A że stworzył sobie nowe słówko bebi, to dołożyłam mu jedna literkę i od wczoraj mówi Bejbi i pokazuje na brzuch :):):) Słodki :) Kocham kocham kocham :)

piątek, 2 listopada 2012

2.11

Dziś w mej głowie rozpalają się i płoną, niczym znicze, myśli, wspomnienia o Tych, których już z nami nie ma, którzy odeszli. Zapalam w miarę mych możliwości choć taki sentymentalny znicz, Tym, których znałam, kochałam, lubiłam, szanowałam. Tym bliskim których nie znałam. Oraz Tym, o których tylko słyszałam, z telewizji, ale nigdy nie zapomnę Ich historii. Tym, którzy odeszli za szybko, chociaż śmierć zawsze przychodzi nie w porę, w dodatku za przyczyną osoby drugiej, min. Małej Madzi z Sosnowca, Chłopczykowi z Cieszyna, dwóm Chłopcom potrąconych śmiertelnie przez kobietę prowadzącą pod wpływem narkotyków i Innym. [*]


środa, 31 października 2012

31.10

Biało u nas od poniedziałku :) Cieszę się :) Nowa lepsza energia ze mnie emanuje. Nawet pomimo tego, że jesteśmy uziemieni. W samochodzie opony mamy nadal letnie, a wózka póki co pchać się nie da po chodnikach. W dzień mamy na plusie, więc się wszystko rozpuszcza. Jest mega plucha, blokuje kółka. Wieczorami zaczyna mrozić. Więc codziennie ta sama sytuacja na chodniku. Ale jest fajnie. Miło i świątecznie już. W sklepach pojawiają się świąteczne dekoracje. W gazetkach promocyjnych świąteczne artykuły. Dobrze, że warunki atmosferyczne zsynchronizowały się w tym roku ze światem marketingu. Jesienna aura jest smutna. Liście spadają, szaro, posępnie. Chociaż jesień mamy nadal, ale z zimową aurą. Milan ma nowe zajęcie - wchodzi na krzesełko, wygląda przez okno i dziwi się oooo łłłłaaaaaaaałłłłłłł łaaaaaaaaaałłłłłłłłł :) Ja też się dziwię, skąd u mnie to ulubienie śniegu. Ale zauważam, że duże grono osób cieszy ten jesienny śnieg. Rok temu czekaliśmy do połowy stycznia !!! Więc, zapewne dlatego. 
Ale co ja będę się rozpisywać o śniegu. Każdy widział, większość ma, Kto nie ma ten na pewno w ciągu najbliższych miesięcy ujrzy. A u mnie wydarzył się o niemal "cud". Kuchenka jest dobra, nie jest pęknięta. Odwiedziła nas koleżanka - Ania. Obejrzała, podotykała, chwyciła za nóż i zeskrobała rzekome pęknięcia. Byłam w szoku. Nie wpadłabym na ten pomysł. Ja od razu widząc ten ogień stwierdziłam, że pękła. Gdy wystygła, umyłam delikatnie żeby bardziej nie zniszczyć, bo wydawało mi się że ugina mi się płyta pod palcami. Wojtek obejrzał, też stwierdził, że pęknięta. Dobrze, że nie zdążyłam poinformować właściciela mieszkania. Dzięki Ania !!!! raz jeszcze :)

Dzisiejsza "rozmowa" z Milanem:
Ja: Milan kto jest mały?
Milan: wskazał na siebie.
Ja: Milan kto jest duży?
M: wskazał na mnie
Ja: A kto jest niegrzeczny?
Milan rzekł: MAMA
Ja: A kto grzeczny?
Wskazał na siebie :)

Wszystko jasne :)

wtorek, 23 października 2012

23.10

Milan śpi dziś na dworzu. Po 5 miesiącach ucinania sobie drzemki w domowych pieleszach. Przespał późną wiosnę, lato oraz wczesną jesień. A teraz, gdy powietrze zaczyna się robić mroźne, On wraca do korzeni. Mały Wiking. Ciesze się, bo to zdrowe. I cieszy mnie fakt, że w ogóle śpi. Ostatnio funduje nam rewolucje przed snem. W południe nie chce spać wcale. Po południu ma kryzys, musi się zdrzemnąć chociaż godzinkę. Więcej mu nie daje spać. Celowo nie przekładam Go do wózka. Śpi dużo mniej niż jeszcze tydzień temu. Z około 3 godzin zredukowałam mu czas snu do godziny. A i tak wieczory są ciężkie. Kąpiemy Go normalnie koło 19:30. Wypija mleko. I bez względu czy leży w łóżeczku czy na kanapie czy chodzi po pokoju, usypia dopiero koło 22. Rekord godzina 23. Logicznie do zaistniałej sytuacji, późno wstaje, po 9. Zaczęłam Go budzić rano, koło 8. Nie wiele to pomaga, niestety. Dziś miałam zamiar wcale nie dać mu spać w dzień. Zrobił mi psikusa i usnął w drodze powrotnej z przedszkola. Ciekawe jak będzie wyglądał wieczór. Muszę też zgłębić wiedzę na temat tranu. Mi tran dodaje energii. Milan pije tran podczas kąpieli. Może to niewłaściwa pora, może on Go tak rozbudza. 
Jak już wspomniałam chodzimy do przedszkola nadal. Milan bardzo ładnie się zachowuje. Ma gorsze chwile, ale generalnie jest ok. Bawi się, biega, samodzielnie, nie potrzebuje już mnie obok. Trochę zaczął rządzić zabawkami. Na szczęście inne dzieci są bardziej tolerancyjne i cierpliwsze niż On. Tłumacze mu i uczę, że trzeba się dzielić. Milan jest strasznie uparty. On po prostu musi mieć to co chce, nie przepuści. Po chwili rzuca, zostawia, nie interesuje Go już dana zabawka. Zdobyta, wygrał, pełna satysfakcja. Muszę zwrócić na to dużą uwagę, bo za chwilę scenariusz się może powtórzyć np. w sklepie. Ponad to zrobił się bardzo otwarty i śmiały. W poprzednim tygodniu Wojtek wyszedł z Nim na spacer wieczorem. Standardowo musieli odwiedzić pieska sąsiadów. Zauważyła ich sąsiadka, a że było zimno, zaprosiła do domu. Milan wszedł bardzo chętnie. Bawił się, cieszył, aż piszczał z radości. Czuł się swobodnie i dobrze, do tego stopnia, że sąsiadka przyszła na drugi dzień zaproponować, że z chęcią z Nim zostanie gdy tylko będę potrzebowała gdzieś iść sama bądź odpocząć. Wie, że jestem w ciąży i że Wojtek dużo pracuje. Patrząc na Jego zachowanie w przedszkolu oraz sympatię jaką Ją obdarza, bez problemu i bez obaw Go u Niej zostawię i skorzystam z propozycji. A jeszcze w sierpniu płakał ewentualnie marudził gdy Go zostawiałam i byłam pełna obaw, czy nie da za bardzo popalić opiekunowi. Ach... dzieci nam rosną, dorośleją :) Na koniec zdjęcie Milana !!! Udało mi się zrobić, a to teraz wyczyn. M. podczas obiadu. Kupiliśmy mu krzesełko. Siada przy stole jak my, widelec w rękę i wcina. Tak samo je śniadanie, sam. Na śniadanko musi być też herbatka, w kubeczku, dorosła. Sam pije i wychodzi mu to bardzo dobrze i .... czysto.


poniedziałek, 22 października 2012

22.10

Ciąża to specyficzny czas. Doświadczam prawdziwości tych słów często. Z Milanem byłam w stanie błogosławionym :) najwidoczniej. Teraz jestem w ciąży, na serio. A najbardziej odczuwam to w skutkach. Na początku miałam napady zimna oraz gorąca. Do tego stopnia, że słabo mi się robiło. Potem pojawił się mięso-wstręt oraz poniekąd jadłowstręt, na wypadek pojawienia się mdłości. Lecz, o ile z wcześniejszymi niedogodnościami moglam sobie szybko poradzisz ubierając bądź zdejmując cześć garderoby, to z niechęcią do mięsa tak łatwo mi nie poszło. Mam w zwyczaju planować obiady dzień wcześniej. Okazało się jednak, że nie ma prawa funkcjonować ta zasada teraz. Bo codziennie wstaję z nowymi upodobaniami. Najbardziej ubolewam nad zerwaniem z moim ulubionym nawykiem kulinarnym- gotowaniem na dwa dni. A mogłabym i na cały tydzień :) Nie przepadam za gotowaniem. Szczególnie teraz, gdy Milan wybrzydza i nie je już tak chętnie i ze smakiem. W mojej kuchni królują szybkie dania jednogarnkowe, zapiekanki, masa "pomysłów na ..." i w innej możliwej postaci niestety glutaminian sodu. Teraz muszę o ilę mogę gotować na dzień dzisiejszy. W ostatni czwartek mnie poniosło i zachciałam zrobić strogonowa. No coś tam ugotowałam z tych samych składników co się robi strogonowa, ale to nie był on. Ja jestem beztalenciem jeśli chodzi o zupy i ciasta. Po prostu totalna klapa. Wychodzi mi tylko jarzynówka oraz sernik na zimno...przeważnie. Milan nie tknął zupki, ja zmordowałam trochę. Wojtkowi wmówiłam, że jest pyszna i jak na Iszy raz to super mi wyszła...zjadł pół talerza, ale miał taką minę jakby za karę jadł. Na drugi dzień, bo rzecz jasna ugotowałam w garze największym jaki posiadamy, miałam zamiar doprawić, zagęścić oraz znów podać zupkę na obiad :) Niestety każde podejście do niej kończyło się mym złym samopoczuciem. Zrezygnowałam więc. Milan wstał z drzemki, czas na obiad. Wpadłam na pomysł, że zrobię naleśniki ... spróbuję zrobić znaczy się. Robiłam już dwa razy. Za Iszym razem nie wyszedł mi żaden ale w zamian zrobiłam mega zadymę. Przy drugim podejściu wyszły mi 2 z całej miski ciasta. Więc, podeszłam do nich po raz trzeci. Z każdym razem lepiej mi idzie, więc czemu nie. To była chyba moja ostania próba ;/ Do trzech razy sztuka. Naleśniki wyszły mi proporcjonalnie do próby -3. Miałam nadzieję i ochotę na więcej ale, kuchenka mi w płomieniach stanęła, dosłownie. Nie sama, wylało mi się trochę oleju na nią. Mamy płytę ceramiczną, na szczęście nie indukcyjną. Zapalił się cały rozgrzany palnik. Szczęście w nieszczęściu, że udało mi się to ugasić. Płyta niestety pękła. Mamy czynne póki co trzy mniejsze palniki, ale kuchenkę i tak muszę odkupić w najbliższym czasie. Zniszczyłam ją ja i nie podlega to dyskusji. Szkoda, ale najważniejsze że się to tylko tak skończyło. 
A moją najnowszą przypadłością ciążową jest nadwrażliwość na zapachy chociaż po ludzku i dosłownie powinnam określić to mianem wszechobecnego smrodu!!! Z tym, że rzeczy naprawdę śmierdzące nie przeszkadzają mi. Wietrzę mieszkanie często. Okna mamy cały czas pouchylane. Najbardziej odczuwam to wieczorem. Spać chodzę wyperfumowana. Skraplam sobie nadgarstki, kładę rękę na poduszkę, relaksuje się ,osiągam spokój i usypiam. A jak już usnę, to śnię obficie, jak nigdy. Nie sprawdzam już znaczenia tych moich snów, bo się boję. Straszne mam sny, ale czytałam gdzieś że to też może być przypadłość kobiet w ciąży. Chcę wierzyć, że tylko i wyłącznie dlatego mam takie sny, że nie zwiastują one nic złego. Oby.

czwartek, 18 października 2012

18.10

Wczoraj napisałam, że jestem szczęściarą. Nie wiem co mną targnęło, czy był to przejaw radosnej twórczości czy chwilowa zaćma. Zaczęłam na spokojnie od pytania: Kto to jest szczęściarz ? Szczęśliwy człowiek ? Ja w nocy spać nie mogłam. Uruchomiło to lawinę myśli, rozegrałam osobistą bitwę. Najpierw pomyślałam, że straszna egoistka ze mnie skoro tak napisałam. Aby odpokutować i się zrehabilitować zaczęłam sobie wytykać wszystko aby złamać moją wczorajszą tezę. Moment uzbierał mi się mały batalion nieszczęść. Posmutniałam, nawet łezka mi się w oku zakręciła. Oj źle to na mnie wpłynęło, oj źle. Ale pomyślałam, że może nie jest tak źle jeśli wczoraj byłam taką szczęściarą. I w oka mgnieniu zauważyłam pokaźny batalion szczęścia w mym życiu :) Nie wypisałam specjalnie tych nieszczęsnych argumentów, bo na każdy z nich znalazłam ripostę. Szczęście to pojęcie względne, każdy ma zapewne własne wytyczne aby być szczęśliwym, aby to szczęście osiągnąć. A gdyby tak to szczęście zdefiniować, włożyć w ramki, uprzedmiotowić. Zacząć od podstaw, bo jestem, bo jestem zdrowy i moi bliscy są zdrowi, bo Oni są, bo nie jestem sam na świecie, mam na Kogo liczyć do Kogo się wyżalić i z Kim się pośmiać, a chociażby nawet bo słońce świeci :) Bądźmy wszyscy szczęśliwi, nie musimy być szczęściarzami, zauważajmy te małe rzeczy, małe radości, doceniajmy co mamy i Kim jesteśmy :) Ja wiem, że to brzmi jak nieomalże postulat do Narodu :) Dlatego już nie filozofuje, wracam na ziemię i stwierdzam , że jestem szczęśliwa :) Po prostu szczęśliwa, bez żadnych fajerwerek i efektów specjalnych. Mam masę dowodów, argumentów na to aby czuć się szczęśliwa. Rozejrzycie się, pomyślcie i zauważcie też Wasze szczęście !!! A propos, załączam Wam mój nowy nabytek, tablice, które mają zawisnąć w naszym nowym domu. Docelowym miejscem był salon, teraz już wędruję z Nimi po całym domu. Oto pierwsza, nawiązanie do tego monologu :) Szczęście nie jest celem, jest sposobem na życie/drogą życia. A więc, trzeba szczęśliwym być.
Zakochałam się w tych tabliczkach. Póki co, obwiesiłabym cały dom w mądrych tezach, a nawet bym je powypisywała na ścianie. Ale to chyba nie przejdzie :) W ogóle to mebluję i urządzam wirtualnie, bo mamy zamiar zamieszkać w naszym domu w Polsce na stale. Ja plus Dzieci, ewentualnie ja w ciąży plus Milan. Wojtek bez względu na naszą decyzję odnośnie wyboru miejsca porodu - niestety dorywczo. A więc, zakupiliśmy pierwsze "meble" do naszego domu. Małe, może nie wyględne, chociaż mi się bardzo podobają, ale fundamentalne. Chcę stworzyć szczęśliwy i ciepły dom. Zakochana też jestem w technice decoupage. Marzy mi się, na chwilę obecną, taki wystrój salonu, jadalni oraz sypialni...a niech tam...całego domu :) Najbardziej urzekły mnie doniczki wykonane tą techniką. Piszę ,na chwilę obecną, bo marzył mi się już szklany salon, potem zielony. Przebrnęła też myśl o nowoczesnym...kobieta zmienną jest. Ale teraz poczyniłam już kroki, ku realizacji mego pomysłu obecnego. Jest nadzieja, że już zdania nie zmienię.
A oto i owe nabytki: Rodzinne reguły, zasady oraz zwykły napis dom . pa
 

środa, 17 października 2012

17.10

Nie powiem tego głośno ani nawet cichutko żeby nie zapeszyć...ale napiszę...czuję się lepiej :) Aż niemożliwe abym tak szybko odczuła wpływ tranu na mój organizm, ale tylko on jest nowością w mym tabletkospisie i możliwe że był brakującym ogniwem ku pełnej symbiozie :) Wierzę w to. Wierzę że tran to środek wspomagający odporność to na przykładzie Milana. On pije w kratkę tran, jak ma ochotę. Na szczęście upodobania zmienia rzadko, na nieszczęście na dłuższy czas. Obecnie lubuje się bardzo w tranie. Wierzę też że tran to środek dodający energii szczególnie jesienią i zimą, gdy tak mało promyków słońca do nas dociera. A u nas to już naprawdę słońce chyba na banicję zostało skazane. Zimno i pada ewentualnie popaduje sobie deszczyk. Jesień na sto dwa ! :( Przyczyn poprawy swego samopoczucia doszukuję się też w mym jadłospisie. Otóż jadam teraz może nie zupełnie ale w dużym stopniu inaczej. Na śniadanie jem tosty z serem, pokochałam od lat niejedzony przeze mnie twarożek. Jem też kanapki z pomidorem, ogórkiem i papryką, ale raczej na drugie śniadanie czyt. gdy Milan śpi. On jest tak wielkim miłośnikiem pomidorów i papryki, że zjada swoją porcję warzyw i do mojego talerza też zagląda. Więc dla dobra Dzidziusia, jem warzywa gdy Milan śpi. Pełna konspiracja. A Jemu daję witaminki gdy wstaje z drzemki. Nie jemy też tego zestawu na śniadanie, bo Milan zjada same warzywa nie ruszając przy tym chleba. Dlatego teraz najcześciej je na śniadanie tosty z serem. Wszystko inne co mu serwuje zostaje na talerzu. Zjada tylko jogurt i koniec śniadania. Ciężka to pora dnia teraz. Z obiadem jest w miarę, ale też nie zawsze ma apetyt. Czasem zjada ze smakiem duże ilości, aż się chce gotować. Innym razem tylko podziobie widelcem w talerzu, stanowczo powie nie i tyle. Zaczęłam trochę mu wymyślać, a to naleśniki, zupka jarzynowa, gotowane warzywa,a to pierożki. I to uwielbia, ale robię to tylko wtedy gdy naprawdę nie chce jeść tak ze trzy dni. Chciałabym aby jadł to co my, bez konieczności gotowania dwóch obiadów. Nie wciskam mu jedzenia i nie zmuszam Go. Dobrze że lubi też owoce, najbardziej winogrona. Daję mu je przed drzemką i wieczorem. Chyba dają mu jakieś uczucie sytości bo śpi bardzo dobrze w nocy....ponad 10 godzin czasem 12, oraz w dzień...od dwóch godzin do trzech. Mmmmhhh a niedługo...najwcześniej w maju 2013 skończy się spanie. Zacznie się znów nocne karmienie :) Ogólnie mam wizję mało optymistyczną. Tak sobie prorokuje, że nie będzie słodko. Jestem Szczęściarzem. Nie mogę narzekać, układa mi, nam się w życiu dobrze. Chcieliśmy mieć dziecko, zaszłam w pierwszą ciążę. Zdecydowaliśmy, że czas na drugie Dziecko. I jakbym wypowiedziała to w dobrej sekundzie, w dobrym momencie ... jestem. Dlatego Nie wydaje mi się abym była aż takim szczęściarzem, aby drugi raz w życiu urodzić tak anielsko grzecznego, spokojnego, bezproblemowego Noworodka. Nie było też tak słodziutko, ale to tylko z mojej winy, z powodu mego wyimaginowanego i wyidealizowanego postrzegania macierzyństwa. Milan był perfekcyjnym w każdym detalu Noworodkiem oraz Niemowlakiem. Jakie będzie Jego rodzeństwo okaże się. Na pewno będę starała się zrobić wszystko aby drugie Dziecko podzieliło i upodobania i zachowania Milana. On miał plan dnia, swój rytm, który już po tygodniu dało się zauważyć i poznać. Potem zmieniał przyzwyczajenia, ale główny filar pozostał mu niemal do dziś- pobudka, śniadanie, czas na aktywność i zabawę,mleko i drzemka na poczatku koło 11(5h) potem koło 12 (4h) teraz 13 (2-3h) , pobudka, obiad, czas na aktywność, kąpiel, mleko, łóżeczko, sen na początku koło 19:30 (1-2 pobudki w nocy na mleko), potem koło 20 (1 na mleko), teraz koło 21. Miał odstępstwa i szalone dni, ale to naprawdę pojedyncze przypadki. Życzę Wszystkim tak grzecznych Dzieci :) 

poniedziałek, 15 października 2012

15.10

Milczałam z premedytacją. Siadałam, zaczynałam pisać ale kasowałam. Brak mi było całej mnie w tych notatkach. Każde słowo, każda myśl zdawała się być namiastką, zaczątkiem aby Wam powiedzieć, abym w tym mym świecie poczuła się znów w porzo :) A dziś, właśnie wróciłam od lekarza i wszem i wobec ogłaszam że teraz serca mam dwa :):):) Jestem w ciąży :) 8 tydzień. Dwie kreseczki na teście zobaczyliśmy  miesiąc temu 16.09. Ale nie chciałam rozgłaszać radosnej nowiny za wcześnie, żeby po prostu zabobonnie nie zapeszyć. Udało się to mi tu, natomiast w realu wieść sie rozniosła błyskawicznie. Byłam zaskoczona i nie wiedziałam nawet co mam odpowiedzieć na gratulacje i słowa troski. Tym bardziej że dzień wcześniej lekarz nie potwierdził ciąży. Mam do takich sytuacji stosunek obojętny, aczkolwiek trochę tym razem mnie to ruszyło. Bo skoro moja przyjaciółka dowiaduje się o mojej ciąży z dwóch różnych źródeł a nie ode mnie jako pierwszej to Ktoś odbiera mi prawo do prywatności oraz głoszenia radosnej nowiny. Ja wiem to normalne, że się o tym mówi itd itp, przecież to nie tajemnica. Ale są osoby, które chciałabym i wypada osobiście poinformować. Tak jak Was teraz tu :) Ciesze się, że będziemy mieli Drugie dziecko. Już czas. Milan skończy akurat dwa lata, gdy na świat będzie miało przyjść Maleństwo, pierwszy termin mam na 26 maja 2013. Zapewne się tak nie uda, ale jakiż piękny miałabym prezent na Dzień Matki. Piszę i mówię już Maleństwo, ale początkowo opisywałam je - Mały, chyba z przyzwyczajenia. Milanowi też tłumaczyłam, że będzie miał brata, z Wojtkiem gdybaliśmy: a wyobrażasz sobie jak będzie Ich dwóch :) Teraz już zmieniamy ton, bo doszło do mnie to że jestem w ciąży i zaczynam patrzeć realistycznie. Milan jest tak absorbujący, że czasem kładąc się spać przypominałam sobie że jestem w ciąży. Czasem...a właściwie tylko czasem miałam takie spokojne, refleksyjne chwile zadumy. Często natomiast przypominał mi Dzidziuś o swoim istnieniu mdłościami i złym samopoczuciem. Teraz już wiem do czego się nie zbliżać, co wywołać może mdłości, a co mi pomaga. Na złe samopoczucie znalazłam antidotum - spacery. Tak jak w ciąży z Milanem, tylko wtedy nie miałam mdłości. Ale nie jest źle, daje rade. Mam nastawienie takie, że nie mam wyjścia, bo Milan nie da mi wolnego. Muszę funkcjonować normalnie i tak się staram. Robię wszystko w kierunku aby tylko Milan nie marudził, nie nudził się itd itp. Zapobiegam nudzie i stagnacji, chodzimy rano do przedszkola, w dni wolne na plac zabaw i tak do drzemki mija mu.. nam miło czas. Potem już z górki, obiad, wraca Wojtek z pracy, zabawa, kąpiel, i spokojny sen dla wszystkich. Mi tylko zbijają sen z powiek moje wyniki. Teraz chodzę co ok dwa tygodnie na badanie krwi. To na szczęście profilaktyka, ale dziś się tak zestresowałam, że dwie probówki pobrała mi pielęgniarka i krwi się więcej we mnie doszukać nie mogła... przestała lecieć. Musiałam poczekać, i znów strzykawa w ruch. To, że mam słabe wyniki to nie nowość ale pierwszy raz odczuwam to. Zsynchronizowałam się. Jestem osłabiona, bezsilna, naprawdę walczę ze sobą aby ruszyć się rano z domu, w dodatku ta jesienna aura. Póki co motywuje się skutecznie. Dziś za naradą doktor kupiłam tran oraz nowy zestaw witamin. Zobaczymy, może mi dodadzą power'a :) Mocy przybywaj !!!

środa, 26 września 2012

26.09

Blog ma rok !!! Przegapiłabym te Isze urodziny. Gdy rok temu pisałam Iszego posta było późne lato za oknem. Dziś jest jesień w pełnej krasie. Okoliczności przyrody mi sie nie synchronizowały i myślałam już że przegapiłam tą rocznicę, będąc w Polsce. Ale udało mi się. Wczoraj popatrzyłam na Milana, tak dogłębnie matczynym okiem i uświadomiłam sobie jaki On już duży. Weszłam w archiwum bloga i przeleciałam przez parę wtedy długich miesięcy. Dla odświeżenia, żeby powspominać, pomyśleć. I uświadomiłam sobie po raz kolejny, co jest zaskakujące, bo jest to rzeczą oczywistą że czas szybko leci, że każda chwila, nowy dźwięk, słówko, minka ... każda czynność raz tylko w życiu Milana była pierwsza. Nigdy więcej już nie wyjdzie mu Iszy ząbek, nie będzie już Iszy raz sam jadł, stawiał Iszych kroków. Już nie będzie tej Celebracji i Gloryfikacji w wielu aspektach Jego życia. Dlatego bardzo się cieszę że mam to moje miejsce w sieci, tymbardziej że bardzo je lubię. Dziękuję Wam Czytelnikom za odwiedziny, Wirtualnym Koleżankom za rady i komentarze. Z okazji tych urodzin, życzę Wam abyście chętnie tu wracali i zaglądali ... a w przełożeniu na wersję egoistyczną życzę sobie weny przy klawiaturze, szybkości, składności i pomysłowości ... myślę, że to trafiony synonim :):):)
U nas jak już wspomniałam jesień :( Nawet bardzo deszczowa. Milan się cieszy, ja nie. Biegać muszę za Nim po tych kałużach, samo ubranie Go na dwór a adekwatny do pogody uniform mnie męczy a co dopiero konfrontacja z Jego niespożytymi zasobami energii. W celu wyładowania chodzimy do przedszkola. Milan jest teraz zuch przedszkolakiem :) Bardzo ładnie się bawi, dzieli się zabawkami, Młodszym Dzieciom, które nie chodzą jeszcze przynosi zabawki. Ma gest :) A co najważniejsze, mogę wyjść z sali a On mnie nie szuka i nie biegnie za mną. Ostatnio nawet tak się bawił że udało mi się wypić kawę w drugiej sali, na spokojnie. Dorośleje mi Maleństwo :) Sam już je. Umie operować i łyżką i widelcem. Niektóre dania bardzo ładnie,czysto,  najgorzej mu idzie z jogurtami. Ale nie poddaje się, podłogę można umyć, ubranie uprać. Innej drogi nie ma ku samodzielności ... praktyka praktyka i jeszcze raz praktyka. Gorzej nam idzie z praktykowaniem załatwiania potrzeb na nocnik. Teorię już wyłożyłam :) Problem chyba większy tkwi w mamie aniżeli w synku :) Bo ja się przyzwyczaiłam do pieluch. Milan przynosi sam chusteczki, pampersa, kładzie się i raz dwa przebrany. Albo idzie do łazienki na przewijak i jeszcze sprawniej nam to idzie. Po zmianie, wstaje, dziękuję jak to ma w swym zwyczaju gestem głowy, przytula się i daje buziaka :) Ma wyuczony taki schemat, więc jak tu nie lubić zmieniania pieluch. Wiele czynności robimy według jakiś naszych schematów i prawie zawsze tak samo. Uważam, że to bardzo dobre dla obydwu stron. Tak samo jak plan dnia, stałe godziny snu itd itp. Ponad to Mały ma 14 zębów. Nie wiem ile waży i mierzy, ale rośnie, szczególnie w górę teraz. Jego rozwój jest teraz tak szybki, że codziennie zauważamy coś nowego. Nie będę się rozpisywać co On już potrafi. Bo wpadłabym jeszcze w większy zachwyt i podziw, a jednak muszę pamiętać że jestem rodzicem a nawet momentami muszę sobie to przypominać. Jego spojrzenia, uśmiechy, minki są w stanie rozkruszyć najtwardsze serca. W dodatku On doskonale wie kiedy ich używać :)  Dodam tylko, że na topie jest u nas farma :) oraz kredki. Mam Isze rysunki z przedszkola, wrzucę do następnego postu. Wracając do ... a raczej na farmę, to w szczególności Milan upodobał sobie ptactwo, z rozpoznawalnością prawie 100% w książeczkach, w bajkach, w zabawkach, na żywo też : ku - kogut, ko ko - kura, kwa kwa - kaczka, oraz gie gie - gąska, aha i ho ho - sowa, też ponoć żyje na roli wg Milana :):):) a teraz po mojemu - pa pa

piątek, 21 września 2012

21.09

Witaj blogu, witaj mój intymny świecie, witajcie Czytelnicy ... Velkommen Norge. Wróciliśmy. Tak naprawdę wróciliśmy w środę ale ja do dziś się szukałam. To, że się odnalazłam zaliczam do sukcesów. Ciężko żyć w dwóch światach. Lubię te nasze przesiedlenia tylko w jedną stronę, do Polski. Z Pl wraca mi się gorzej. Niby już chcę wrócić do normalności ... naszego normalnego trybu życia, normalnych dni, obowiązków ... ale gdy wsiadam do samochodu, zamykam za sobą drzwi, ruszamy w podróż i zdaję sobie sprawę że to się naprawdę dzieje, budzi się we mnie smutek, żal i strach przed tęsknotą. Z drugiej strony, jadę abyśmy byli razem, ja, Milan i Wojtek. Chociaż przyjdzie kiedyś taki dzień, kiedy Wojtek przyjedzie tu sam, bez nas. I wtedy też będzie mi równie albo nawet i bardziej ciężko. I strach przed tęsknotą będzie miał większe oczy. Tyle ze strony uczuciowej odnośnie naszych migracji. Ze wzgledów czysto praktycznych tez bardziej wolę wyjeżdżać z Norwegii aniżeli wracać z Polski. Po pierwsze z No lecimy samolotem ... szybko, sprawnie, swobodnie w sensie możliwości ruchu. Ostatnio byłam nie tylko dosłownie ale i w przenośni w niebie podczas lotu :) Dzieci dookoła marudziły, pojękiwały, a Milan siedział sam na siedzeniu z nogami na półce gdzie stało DVD i oglądał bajkę popijając przy tym mleko, czasem rzucając oko na Dziewczynkę siedzącą za Nami. Z Pl natomiast jedziemy samochodem ... długo, z przystankami, przypięci pasami, uziemieni. Jedyny plus że przesypiamy noc w kajucie i możemy odpocząć od jazdy około 12 godzin. Milan lubi podróże samochodem. W ogóle jest miłośnikiem motoryzacji. Przez pierwsze 400 km przez Szwecję, jadąc z Karlskrony do Oslo, prawie zapomnieliśmy że mamy Dziecko z tyłu, oglądał bajkę, spał. Ale przez kolejne 200 km przypominał nam się często. W ruch poszły kredki, blok, kolorowanki, cała farma, samochodziki, książeczki, portfel taty i telefon nawet dla dobra sprawy. Zaliczył nawet plac zabaw po trasie, bo przystanki też musieliśmy robić. Nie płakał, ale marudził i ewidentnie był już znudzony jazdą, do tego stopnia że przez ostanie 100 km próbował grzecznie usnąć, tuląc się do swojej tuluśki, osiągając zamierzony cel prawie u celu podróży. Po drugie logistycznie łatwiej spakować z No jedną walizkę aniżeli z Pl cały bagażnik. Ale to za nami,  meta, jesteśmy teraz tu, zapewne do grudnia. A jak było w Polsce ... jak zawsze super. Dużo się działo. Nie da się wszystkiego opisać. Rodzina cieszyła się z wspólnych dni, chwil z Milanem. On biegał, wściekał się, tryskał szczęściem :) Największym wydarzeniem był ślub i wesele mojej siostry :) o tym napiszę więcej gdy zamieszczę tu parę zdjęć z tego pięknego dnia. Byliśmy też na krótkiej wycieczce w Mikołajkach. Tylko 3dniowej, ze względu na prace wykończeniowe w naszym domku, ale atrakcji mieliśmy spokojnie na więcej. Niestety albo stety, bo zawsze można wrócić, gdyż część z nich dostępna była dla starszych Dzieci. Polecam. 

Na początek zdjęcia z owej krótkiej wyprawy:
Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie.

























Przystań jachtowa, Mikołajki. Jezioro Mikołajskie:



Galindia:






























Z innej bajki - Kraina Szczęścia, Jednorożec:




















Mieliśmy 2gą rocznicę ślubu 21 sierpnia. Mój mąż "zaszalał" i kupił mi kwiaty już na złote gody , na zaś :):):):)  nigdy nie wiadomo co nas czeka ... jutro, za parę lat. prosty przykład : ja się nie spodziewałam takiego gestu z Jego strony, On też na pewno nie mojej reakcji. To była wielka, naprawdę wielka niespodzianka :) Dziękuję.