środa, 30 maja 2012

30.05

Wczoraj nie mogłam dodać zdjęć, dlatego dziś solidna porcja :) I idę w "pielunkę". Rwać chwasty i trawę z kostki :):):) Aktywistka.












wtorek, 29 maja 2012

29.05

Na sam przód :) o Dniu Matki. Nie usłyszałam jeszcze magicznych słów, nie dostałam kwiatów, laurki, nie przytulił mnie Synek ALE czułam się wyjątkowo i bardzo dobrze w tym dniu. Patrzyłam na Milana, Jego uśmiech, radość, i byłam dumna i szczęśliwa z tego powodu że jestem mamą. A ta ufność płynąca z Jego oczu, miłość i ciekawość świata dały mi zapowiedź pięknych w przyszłości Dni Matki ... wszystko przed Nami :) Póki co w ramach świętowania udałam się na samotne zakupy :) Och jak fajnie było, nie patrzeć że zaraz Milanowi się znudzi, że będzie marudził. Ja i masa sklepów. Ograniczona byłam tylko progiem finansowym :) Chyba to dobrze. Ja mam umiar, nie lubię kupować drogich rzeczy, nie muszę mieć nowości w szafie, ani nie podążam ślepo za trendami. Wolę poczekać aż prędzej czy później będzie promocja na daną rzecz. Ale w sobotę dałabym się zwariować :) Fasony, kolory, szycia jak najbardziej w moim stylu, chociaż nie tylko w moim bo do przymierzalni były mega kolejki. No i zadziałał na mnie fakt, że miałam czas i luz i mogłam przebierać, oglądać, czekać spokojnie w kolejce .... to był mój dzień. A nie wiem czy Wy też tak macie, ale ja i np. moja siostra też tak ma, że na zakupy musimy mieć odpowiedni dzień :) Oczywiście zahaczyłam też o dział dziecięcy i sklep z zabawkami ... tak z okazji Dnia Matki. Wróciłam zmęczona ale naładowana dodatnio. Chwyciłam za odkurzacz, mopa i szmatkę. Potem zrobiłam jeszcze ciasto z truskawkami i wyszło mi !!!! To w ramach przygotowań na niedzielną wizytę małej przesłodkiej Maji z rodzicami. Było bardzo miło i fajnie. Majka zachwyciła nas i wręcz rzuciła na kolana swoimi minkami, spojrzeniami, gestami. Niepodważalny jest fakt że Ona jest przesłodka, ale chyba dla nas była tym bardziej, że w naszej rodzinie i otoczeniu są chłopcy. Nie mieliśmy za bardzo styczności z małymi dziewczynkami. 
Wracając do naszego życia. Ja jestem chora. Pisałam Wam jak super wypoczywałam sobie na tarasie przez ostanie dni. Zapomniałam się oraz Wam dodać, że podczas tego słodkiego lenistwa, skąpana w słońcu, jadłam lody i piłam zmrożoną wodę !!! Potem, jadąc na zajęcia utknęłam w korku, na pełnym słońcu. Włączyłam klimatyzację w samochodzie czym przesądziłam zaistniały stan. W efekcie w sobotę brzmiałam jak stary trabant, a w niedzielę i poniedziałek prawie mi mowę odjęło. Dziś wraca mi głos ale źle się czuję, w zamian. O mamo !!! Właśnie, znów się tak złożyło, że na tydzień przed naszym wyjazdem do Polski bądź wizytą mamy ja jestem chora. Pamiętam, że tak jest bo zawsze sobie mówię : czemu teraz, czemu nie za tydzień ??? Teraz przylatuje mama akurat. Jak miała przylecieć do nas jak Milan się urodził, czekałam na Nią jak na zbawienie. Wiadomo, pomoc przy Milanie,w domu, ale to nie o tym teraz. Zdążyliśmy wyjść ze szpitala i ja się rozchorowałam. Nie miałam nawet czasu za bardzo żeby pójść do lekarza po receptę, ale miałam w perspektywie, za dwa dni przylot mamy z pomocą. 
Na sam tył :) Refleksje po wizycie pieska :) Zapomniałam się z Wami nimi podzielić. Jedna główna myśl przewodnia jest taka, że nigdy w życiu psa w domu przy małym dziecku. Jakież to psisko było smutne, znudzone i opuszczone :( A my nie mogliśmy zapewnić mu atrakcji, bo naszą całą uwagę zabiera Milan. On miał tak smutne oczy, ten pies. Tęsknił na pewno za właścicielami, zabawami, bieganiem, domem. U nas był na smyczy nawet w domu. Znamy go, ale nie na tyle aby zaufać mu i puścić go luzem przy Milanie. Nie wiadomo co zrobi Milan a tym bardziej co przyjdzie na myśl psu. Jak to mówią: Psu nie wiara. Gdy chcieliśmy się Nim zająć na chwile, pobawić, zaraz był Milan przy nas. W dodatku ta masa sierści !!! Nie wiem czy On gubił sierść po zimie, czy to tak całym rokiem, taka rozrzutność. Ale przy raczkującym dziecku było to bardzo uciążliwe. Mam nadzieje, że to było okresowo bo zapowiada nam się druga wizyta pieska. Tym razem na dłużej. Właściciele wiedzą, jak Milan lubi go, i widzieli nasz początkowy entuzjazm. Głupio teraz się wycofać. Ja chyba tego nie wytrzymam psychicznie tych jego smutnych oczu. Ehhh

piątek, 25 maja 2012

25.05

25 maj ??? Musiałam to sprawdzić. Nie liczę godzin, dni. Jedynie odliczam czas do przylotu mojej mamy hurrra :) i ile dni nie pisałam już nic na blogu. Czas leci jak szalony. Jest godzina 21:37 a ja wróciłam dwadzieścia minut temu z zajęć. Usiadłam od razu aby coś w końcu napisać. Mamy upalne lato w Oslo od trzech dni. Ekstremalnie jest. Milanowi nie sprzyjają upały. W nocy śpi bardzo dobrze, ale w dzień jest kłopot. Słońce wchodzi nam do mieszkania do godziny 14. Jest duszno i bardzo za ciepło ! Ale dajemy radę :) Po drugie jest marudny. Myślę, że to też z powodu wychodzących górnych czwórek. Prawie mamy ząb dziewiąty i dziesiąty :) Ponad to dopiero po drzemce,po chłodzie wychodzimy na dobre na dwór i wtedy jest lepiej. Zachłyśnie się tym świeżym powietrzem i przełącza się na normalny tryb. Jego zakres możliwości poszerzył się o zabawę w piaskownicy. Szukaliśmy, jeździliśmy, kombinowaliśmy i nie było. Serio, jakiś bum piaskownicowy był :)W końcu Milan dostał piaskownicę i co ??? Drzwi są otwarte na oścież cały dzień, ja specjalnie wychodzę na zewnątrz aby On za mną poszedł, a Jego najwidoczniej piaskownica własna osobista tak bardzo nie kręci ALBO spowodowane jest to tymi upałami. Wcześniej przesiadywał przy drzwiach aby znaleźć sposobność do wyjścia na dwór, teraz entuzjazm i zamiłowanie opadło. A u mnie na odwrót :) W tym tygodniu dałam na luz :) W poniedziałek standardowo bolała mnie głowa , we wtorek też. Od środy odpoczywam, i jak ręką odjął. Wcześniej cały czas zajmowałam się domem, Milanem itd itp , a jak usnął pryskałam do książek i nauki. Bez chwili odpoczynku, bez chwili dla siebie. Dom, Milan, norweski. W środę Wojtek przywiózł mi leżak i od wczoraj zmiana. Milan śpi ja leżę na tarasie. Czuję się super :) Jestem w końcu wypoczęta. Polecam!!! Zostawcie wszystko, idźcie łapać promienie słońca i witaminę D jednocześnie i relaksujcie się :):):) Kuchenka nóg nie dostanie, odkurzacz też obstawiam że nie. Nie ma się co zawzinać a potem narzekać, że się jest zmęczonym, skoro jest opcja aby tego uniknąć.  Aaaaa i najważniejsze. Wiec wiadomo o Kim będzie - o Milanie :) Nasz Mały Zuch chodzi. Raczkuje też, ciężko zerwać z przyzwyczajeniami. 20 maja, w niedzielę nastąpił przełom na dobre oraz na długie dystanse. Biegał wręcz w kółko po środku salonu z rączkami w górze i się śmiał w głos, my też :) Urocze chwile. Cudne.








 

środa, 16 maja 2012

16.05

Bedzie smętnie i hipochondrycznie :( Boli mnie kolano. Jeśli można skręcić kolano to optowałabym za tym. Efekt zabawy z Milanem. Nie mam sił, nastrój kiepski. Czuję po sobie, że chyba znów mi się żelazo i inne zasoby witamin wyniosły z organizmu. Skonsultować to muszę. Ponad to nie mam czasu, każdą wolną chwilę spędzam w książkach. Mam dość intensywny tok nauczania. Dobrze.






Kto uwierzy, że ten mały Aniołek potrafi zepsuć nawet płyn do baniek mydlanych ??? Serio

sobota, 12 maja 2012

12.05

Tytułuje te moje posty datami, konsekwentnie, żeby nie mieć problemu z wymyślaniem owych tytułów. Chociaż np. do dzisiejszej notatki nagłówek ciśnie się sam na klawiaturę : "Nie wyrodzi wrona sokoła" albo "Nie daleko pada jabłko od jabłoni". Mam na to dwa mocne argumenty :) 
Po pierwsze. Ja mam taki zwyczaj ... a może dla Was odchył od normy, udziwnienie :) że uwielbiam zjadać, objadać skórki od cytrusów , szczególnie od pomarańczy. Precyzując - ten biały miąsz, górnymi jedynkami .... habibi :):):) W ciąży kilogramami jadłam cytrusy, nie tylko same skórki, owoce też. Przestałam, gdy miałam już przesyt, wstręt. Zreszto zostało mi do dziś, zmuszę się czasem dla skórek, ale bardzo bardzo rzadko. Nawet na Święta Bożonarodzeniowe i Wielkanocne nie jadłam, a zawsze mi się kojarzyły pomarańcze ze świętami. Ja jestem rocznik 1985, więc były to jeszcze przez okres dzieciństwa towary luksusowe. Do sedna. Milan je też skóry, ale od banana. Podchodzi do stołu, wyciąga rękę, wspina się na paluszkach i krzyczy. Na początku próbowałam mu obierać, na siłę, ale taki był wrzask, że machnęłam ręką. Mi nikt nie zabraniał objadać skórek od pomarańczy, więc po co ja będę z Nim wojować, skoro to i tak nie przyniesie efektu. Więc je z tymi skórami. Szczęście, że wypluwa co bleee i w sumie to bardzo cwanie je tego banana w całości, bo sobie wyciska środek :) Za chwilę Go to nudzi, wyrzuca i rusza "na łowy". Tyle mnie w Nim. Drugą cechę, jak dla mnie dziwną. Pewnie tak dziwną, jak dla Was moje zamiłowanie do łupin, odziedziczył po tacie. Mianowicie jest to zamiłowanie do czystych, pachnących rzeczy, świeżo upranych. No, ja wiem że to jest normalne. Wszystko jest normalne, gdy ma się w tym umiar. U Wojtka jednak, jest to chyba przesadzone już. On potrafi wyrzucić do prania świeżo zdjęte z suszarki rzeczy, bo nie pachną. Wszystko przed założeniem wącha. W płynie płukamy dwa razy. A o ręcznikach już nie wspomnę :) Milan natomiast, codziennie rano czy wieczorem staje przy szafie. W zależności czy jest już uchylona czy nie, czy da radę sam przesunąć drzwi czy trzeba się mocować. Potem na paluszki, ręka w górę i yyyy, po świeżą pieluchę "tuliśkę". Codziennie. A jak już ma, to śmieję się w głos z radości, tuli, wącha, raduje się bardzo :):):) Śmieszny jest :) W ogóle jest pocieszny i fajny :) Rozgadał się. Dorośleje. Sam wspina się na swoje krzesełko, oznacza to że chce oglądać bajki. Potrafi posiedzieć już w miejscu, na bajce. Lubi też, znów, swoje łóżeczko. Upomina się, aby Go tam włożyć. Ono ma płozy, więc się pobuja, powścieka, jest miękko i bezpiecznie. Lubi też z tych spokojnych rzeczy, oglądać książeczki. Niespokojnych rzeczy jest masa. Najlepiej wścieka się z tatą. Wojtek tylko powie: gonię Go, a Milan, gdzie by nie był reaguje jak poparzony i nogi - w przypadku, gdy stoi, albo dupka- gdy siedzi, za pas, i uwija się ile sił i mocy ma :) Miejscem do wściekania jest też nasze łóżko. Kolejne miejsce na relax, z mamą - kanapa. Wspomnę tylko, że pooglądamy książeczki, a On biegnie na kanapę i próbuje się wdrapać. Mamy takie swoje miejsca. To oglądanie książeczek też ewoluowało. Wcześniej była strona po stronie, szybko, że nie zdążyłam nawet nic opowiedzieć. Teraz, nadal nie jestem w stanie przeczytać tekstu, ale za to pokazuje Milan zwierzaczki, o które pytam. Pytany np. Gdzie jest muuuu?? wskazuje. Ale i tak króluje kotek :) A propos kotka, mamy pieska, gościnnie :) Sąsiedzi wyjechali a my się zgodziliśmy objąć patronat. Miły, mądry, przyjazny pies, więc nie ma problemu. Obyty też z Nami i Milanem. Pierwsze kroki rano na dworzu kierujemy zawsze do pieska. A teraz gdy piesek jest w domu, ma dostęp stały to Go prawie nie interesuje. Ach ... przekorną ma naturę :) Ciekawe po Kim to ??? :):):)

poniedziałek, 7 maja 2012

7.05

Hej. Postanowiłam ruszyć tyłek z tarasu i coś napisać :) Rozpływałam się w słońcu. Milan jest jednak viking, nie przepada za ciepłem. Teraz śpi w domu, gdzie jest chłodniej. Żeby było śmiesznie dodam, że chyba trzy dni temu padał śnieg. Śnieg w maju .... no pewnie że uwielbiam :( Anomalie. W sobotę mieliśmy imprezę :) Urodziny Milana w wersji maxi :)Wczuliśmy się :) W piątek wieczorem, jak już Milan poszedł spać, obydwoje urzędowaliśmy w kuchni. Ja próbowałam wyczarować z kopca kreta tort oraz w moim przypadku to czary z mufinek mufinki :) Wszystko z torebek, gotowce, ale ja jestem beztalenciem w temacie ciast, ciastek i deserów. Wojtek obskoczył catering - zamarynował kurczaka na grilla i zrobił sałatki. Z niby tortu nie wyszło nawet porządne ciasto, tzn ciasto wyszło ale krem coś nie. Mufinki wyglądały słodko i ładnie, ale przypaliły się od spodu. W smaku ponoć zjadliwe, nawet usłyszałam że dobre :) Marna ze mnie czarodziejka :) Najważniejsze, że było bardzo miło, wesoło i sympatycznie. Dawno nie zapraszaliśmy gości na wieczór, bo wydawało nam się to trudne do pogodzenia logistycznie z Milanem. Okazało się, że się da. Super :)
Nauczyciela wybrałam. Zaczynam kurs jutro :) Jestem na etapie powtórek. Po  miesięcznej przerwie muszę odgrzebać małe co nie co. Grzebię tak już w pamięci od tygodnia, sukcesywnie i stopniowo. Cieszę się :) Znów coś będę robić dla siebie. Frustracja ma z powodu stania w miejscu opadnie. Będę szczęśliwsza jako człowiek, kobieta oraz jako mama. Jestem z Milanem 24h na dobę. Przydadzą nam się dwa wieczory bez siebie. Ogólnie jest tak, że jak Wojtek wchodzi do domu to ja już się nie liczę, chociaż po domu rozbrzmiewa   ma    ma   ma    ma !!! Głośno i donośnie, czasem ba   ba   ba.
Wracając do przedszkola. Nie odesłałam listu potwierdzającego zgodę na przyznane miejsce Milanowi w konkretnym przedszkolu. Czas minął dokładnie tydzień temu. Zastanawiałam się, myślałam, kombinowałam. W czwartek byliśmy w naszym otwartym przedszkolu. Milana zachowanie zmieniło się. Nie był tam ponad miesiąc, a może nawet i prawie dwa. Nie będę teraz kalkulować :) Przez ten czas w każdym bądź razie miał kontakt z dziećmi. I byłam nawet zachwycona, czego o dziwo nie napisałam tu, jak On się umie bawić, dzielić zabawkami, przynosić wszystko dla Dzidziusia. Właśnie - Dzidziusia, młodszego i jednego. W przedszkolu nastąpiła zamiana stanowisk. Milan jest dzidziusiem. Starsze, chodzące samodzielnie dzieci podchodziły do zabawek , którymi On się bawił, brały je sobie. Milan zabierał, krzyczał, a gdy nie przynosiło to efektu zaczynał płakać - bezłzowo oczywiście. Ja w tym czasie biłam brawo i pokazywałam mu jaka ja jestem zachwycona, że dzieci chcą się z Nim bawić i jak się bawią :) Trochę przybliżyliśmy się do zamierzony efektu .... Milan też zaczął w końcu bić brawo, z tym że z mega złością, siłowo, i niekoniecznie w rączki. Tak sobie właśnie wtedy pomyślałam, że może byłby sens posłać Milana na przykład na trzy godziny dziennie do przedszkola. ALE,  miałam głowę zajętą wyborem nauczyciela i nie zdążyłam porozmawiać o tym z mężem. Nie zdążyłam,bo w piątek rano zadzwonili do Niego z przedszkola z zapytaniem czy Milan przychodzi czy nie. Wiadomo, według wcześniejszych ustaleń powiedział nie. Może mogłabym to jeszcze odkręcić, zobaczę. A jak nie, to też dobrze. Do otwartego też chodzimy na prawie trzy godziny trzy razy w tygodniu. Nauczy się i zmieni jeszcze pewnie z parę razy :) A Wy powiedzcie mi jak reagować na takie zachowania ??? W ogóle jak reagować na złość, o ile powinno się reagować ??? Mowa o złości i irytacji z normalnych powodów typu, dzielenie się zabawką, nie pozwolenie wejścia na schody itd itp.

środa, 2 maja 2012

2.05

Czy ja już pisałam, że moje życie jest bardzo skomplikowane i że często staję przed ciężkimi wyborami i decyzjami ??? tzn. dla mnie ciężkimi. No, bo jak inaczej to zdefiniować ??? Sami posłuchajcie. Gdy tylko przybyliśmy do Norwegii, teraz w kwietniu, rozpoczęłam poszukiwania nauczyciela języka norweskiego. Na forach cisza, maile bez odpowiedzi. Dałam nawet ogłoszenie że pragnę, że chcę i też cisza. Do wczoraj. Dziś siedzę z kartką i tabelką, rozmyślam, porównuję. Mam trzy bardzo sensowne oferty. Ceny zbliżone, miejscowo od siebie blisko położone, trzy fajne Kobiety w każdej ofercie. Teraz muszę dokonać wyboru. Mhhh chyba zrobię casting :) Serio, ale nie wiem jakie kryterium wybrać. Chyba zasadne było by zapytać Każdą z miłych Pań o Ich historię z norweskim: kursy, studia,  certyfikaty, testy. Wypada, nie wypada,  nie mam wyboru aby dokonać właściwego wyboru, bo w dwóch przypadkach płatne z góry za miesiąc.
Z innej beczki - Milankowej. Jako, że biorę sobie do serca .... no może nie, ale na pewno do świadomości wszelkie rady. Tak też skłonił mnie do myślenia i analizy słuszny komentarz mamy Damianka do postu z dnia 26.04. I rzeczywiście jest to wszystko mhhh powiedzmy -  zagadkowe. Owszem ten glutaminian sodu, niezdrowa żywność święta prawda, ble. Z drugiej strony nie do uniknięcia, albo bardzo ciężkie do uniknięcia. Ale chciałam o czymś innym. Mianowicie, w Polsce byliśmy z Juniorem u dermatologa. Okazało się, że najprawdopodobniej M. to atopik. Spodziewałam się. Od urodzenia Jego skóra wymagała dużo nawilżenia i pielęgnacji w specjalistycznej linii kosmetyków. Dermatolog dała nam też wytyczne co do żywienia: 
- mało soli, pieprzu,
- zdrowa żywność, najlepiej świeża, nie przetwarzana, a więc jak najmniej gotowych obiadków, deserków ze słoiczków, a jeśli już to eko,
-  absolutnie nie dla barwników - co w Jej języku znaczyło, nie dla jogurtów, kaszek smakowych oraz czekolady.
Tak do około dwóch lat. Potem próbować wprowadzać pod baczną obserwacją skóry. Ponoć, atopię takim sposobem da się wyleczyć.
A siostra z helsestasjon poleciła nam zupełną odwrotność. Stwierdzając, że i tak są te składniki nieuniknione. Jeśli nie dziś to za tydzień,za miesiąc i tak dziecko zacznie to jeść. Więc, idąc Jej tokiem myślenia warto już wprowadzać po trochu, albo nie wycofywać z diety skoro już dziecko to je.
Dwa różne spojrzenia. Ja muszę znów wybierać :) Widzicie jakie to moje życie trudne ??? wieczne wybory.

wtorek, 1 maja 2012

30.04

Urodzinki Milana :D Iszy roczek za Nami. Nie będę się rozpisywać, podsumowywać, przemyślać bo dnia by mi zabrakło. Dziękuję w imieniu Synka za piękne kartki :) oraz nadesłane życzenia. Mini urodzinki z mini torcikiem były w dniu urodzin a maxi imprezę robimy w weekend. Skoro, że był tort to będą i życzenia. Krótko i zwięzłowato :) 

Życzę Ci Syneczku kochany w dniu Twoich pierwszych urodzin,
pięknego w życiu słonka,
smutków małych jak biedronka,
zawsze uśmiechniętej buzi, 
dużo dużo zdrówka oraz dużo cierpliwości mamy i taty :)
KOCHAMY CIĘ :)










Mamie z tej okazji też się oberwało :)

Milan się wpasował w kompozycję :) Najcudowniejszy Kwiatuszek: