wtorek, 31 stycznia 2012

31.01

Godzinę temu prawie zapisałam się na kurs języka norweskiego. Już zadzwoniłam po informacje trzy raz - raz ogólnie, drugi - dopytać o cenę bo aż nie wierzyłam , trzeci - zapytać o koleżankę. Przed czwartym ruchem - wysłaniem zgłoszenia, otworzyłam w końcu oczy i umysł wpisując adres mailowy - a w adresie - Stavanger ,oj tak oj tam jakieś 550 km ode mnie :) Hmmm ... tak mną targnęła chęć zdobycia wiedzy że aż tam by mnie poniosło :):):) Ale ! nie dałam za wygraną :) W końcu tu chodzi o mnie, o mój rozwój intelektualny, moją edukacje, zrobienie czegoś dla siebie, Ja i i tylko Ja !!! :) Poszperałam, poczytałam, wyczytałam. Mają siedzibę w Oslo, więc oczywista oczywistość że maile już wysłałam . Czekam. Sprawdzam pocztę co chwila, więc bardzo czekam :) Bo myly Państwo, to jest kolejne z moich postanowień noworocznych. Nauka języka norweskiego. Bo ileż można wysługiwać się tym angielskim ??? Niby coś tam mi świta, w końcu uczyłam się sama w domu, ale jak co do czego to klapa :) Znam pisownię, znaczenie ale nie wymowę. I to mnie blokuje, tchórzę. Ponad to wiadomo mój zasób słownictwa nie jest bogaty - jest podstawowy. Zazwyczaj mój rozmówca nie umie odpowiedzieć mi po prostu - krótko i na temat, tylko sieknie mi taką ripostą że od razu proszę o przejście na tryb angielski. A że Norwedzy władają angielskim językiem płynnie, bo tu emitowane są  filmy, programy po angielsku opatrzone napisami po norwesku, to to to ... tak mi podcinają skrzydła !!! No nie da sie inaczej trzeba iść na kurs. Zrobić coś dla siebie. A może też i dla rodziny. Nie wiadomo co i kiedy się w życiu człowiekowi przyda. My nie możemy myśleć już o sobie, o swoich pragnieniach , tęsknocie za bliskimi. My możemy a nawet musimy myśleć o Milanie. Musimy wykorzystać wszystkie możliwości jakie mamy aby stworzyć mu dobre dzieciństwo a w przyszłości wykształcić Go, dać możliwości rozwoju. A póki co wracając do teraźniejszości ja mam możliwość nauki o tyle superową że mieszkam w kraju ojczystym tego języka o ile tak można rzec o języku. Więc czekam na maila, zobaczymy. Nakręciłam się co da się wyczytać zapewne. Lipa, będzie jak się okaże że nie ma kursu w Oslo i opadną mi trochę skrzydła. Ale namierzę coś innego może w tak atrakcyjnej cenie. 
A teraz dygresja :) W tamtym roku była sfokusowana na Milanie, trochę zapomniałam o sobie, chociaż dużo było w Nim mnie, nawet byłam cały czas przez 9 miesiący nie rozłacznie dzień w dzień. Przez kolejne też dzień w dzień, ale jednak już inaczej. I pomimo tego że ON (Ty Ty Ty Synku) będzie najważniejszy i będzie mi nadawał rytm, prosty przykład - pozwoli mi poćwiczyć wieczorem albo będzie miał mega zły dzien i nie, i inne temu podobne to chyba ten rok będzie taki mój. Mąż mówi że już schudłam nawet :):):) Trochę słodzi ... chociaż a może ... bo On w kwestii wagi raczej nie słodzi :) Odbiera świat takim jaki jest, ja też, dlatego zazwyczaj nie przeszkadza mi Jego uwagi, może bardziej spostrzeżenia. No, chyba że źle zaakcentuje albo w złą minutę wypowie :) Ale fakt faktem, że jakoś pultynki mi zmalały, taka "zamorzona" w pozytywnym znaczeniu się robię na twarzy :) Dzieję się, spełnia się :)
A za oknem ....śnieżek sobie pada ruchem prostoliniowym jednostajnie przyspieszonym, znaczy się pięknie pada :) wprost min. na Milana wózek z właścicielem na pokładzie , rzecz oczywista. Ukojenie - ten dwór, ten mrozek, wózek, ta cisza dookoła, ta cała zimowa aura, radio w eterze. Błogo mi :) i blogo :) Tymbardziej że dziś Milan nie wstał szczęśliwy. Pobudka nastąpiła za wcześnie, ok 7:45. Normalnie wstaje ok. 9. Ucieszyłam się, bo zaplanowałam dziś wyprawę do przedszkola... a mielismy szybką wyprawę na spacer. W tym znaczeniu, że szybko się zbieraliśmy, Bo M. był bardzo marudny, a potem już luzik i relax... take it easy - rutyna.









niedziela, 29 stycznia 2012

29.01

"Pamiętam dobrze ideał swój, marzeniami żyłam jak król" R.Riedel - z tymi słowami się identyfikuję i to moje motto na najbliższe dni ??? nie, na pewno tygodnie a nawet miesiące. Chodzi o moje jedno z postanowień noworocznych - uchylę rąbka tajemnicy - powrót do formy :) czyli prościej mniej żreć i ćwiczyć :):):) Motywacje mam, sami spójrzcie:


Początki ciąży - 2 może 3 tydzień :) Tydzień przed naszym ślubem :) Dla ścisłości i dla Tych którzy mnie nie znają offline tylko online to efekt diety i ćwiczeń, z natury jestem taka babka "przy kości" :) Wtedy wystarczyły dwa miesiące do bardzo zadowalającego mnie wyniku. Pisze wyniku, ale nie mam i nie miałam nigdy pojęcia o wyrażaniu siebie w liczbach. Wagę omijam , omijałam zawsze dalekim łukiem. O nie nie nie, dziękuję :) W ciąży musiałam wchodzić na to ustrojstwo i tyle mojej przygody z wagą. Mi jest generalnie ze sobą dobrze. Toleruję sie i akceptuję.Wiem jaka jestem ... chociaż ręka mi zadrżała bo przez myśl mi przeleciało zdanie : wiem że jestem gruba ... a nie napisałam tego, tzn teraz napisałam, bo obnażam się całkowicie przed Wami. I to tylko pisanie, myślę że przez gardło by mi to nie przeszło tak publicznie, na szerszym forum. No, bo w sumie niby mi to pasuje - w tym sensie że akceptuje to , widzę, ale z drugiej strony mi to nie pasuje, bo wiem że mogę to zmienić i wcale nie wielkim kosztem. Już wystartowałam z moją autorską dietą :) Dużo warzyw, owoców, wody, ćwiczenia dwa razy dziennie po pół godziny. Bye bye ziemniaczki, frytki, fast foody, słodycze, makarony i ryże. Obiad ? Tak, ale sałatka bądź warzywa gotowane ewentualnie mięsko do tego. Biorę się za siebie. Oczywiście wszystko z przymknięciem oka i z odpowiednią dozą zdrowego rozsądku, nie zamierzam się katować. Przed weselem swoim taki sam miałam plan żywieniowy. Wspominam to bardzo miło. A czułam się w prost  re - we - la - cyjnie !!! A że czas na powtórkę z rozrywki nadejdzie  - wesele mojej siostry :):):) To czas też na powtórkę diety. I to druga moja motywacja. Mając dwa powody ... nie, wróć już mam trzy, bo teraz muszę być też odpowiedzialna za swoje słowo, za które mogę być rozliczona jak pojadę do Pl. Życzcie mi powodzenia :) Bo silna wola to mój bardzo słaby punkt, nie będzie łatwo. Ja ogólnie chyba cały czas od momentu gdy zaczęło mi zależeć jak wyglądam jestem ja jakieś "diecie" :) Ale możecie się domyślać jak to wyglądało. Moja przyjaciółka z przyzwyczajenia zapytała kiedyś na jakiej jestem teraz diecie ? Zdziwiła się, gdy odpowiedziałam że nie jestem. Ba, jak człowiek nie chce to choćby nie wiem co i nie wiem  kto - nie ma to najmniejszego sensu jeśli nie znajdzie się mocnej chęci zmiany w sobie. Wydaje mi się że ja znalazłam ją teraz. Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce, klawiatura wszystko przyjmie. Ciekawe jak będzie z realizacją. Będę informować :) Powtórzę - "Pamiętam dobrze ideał swój" i choć nie ma ludzi idealnych to ja sama dla siebie będę :) Nobody is perfekt. My name WILL BE Nobody. :D:D:D Marzenie ? Mhmmmm może i tak, chciałabym mieć marzenia. Kiedyś "Marzeniami żyłam jak król". Marzyłam o ślubie, weselu, rodzinie 1+1+1=1 jak każda dziewczyna. Piękny ślub, wspaniałe wesele, ciąża, Milan. Się spełniły :) Marzyłam też o domu. Stoi, przed nami płytki, panele, wystrój - ale jakoś entuzjazm mi opadł. Czuję się jakbym osiągnęła to co chciałam. A kiedyś marzyłam o takich prostych rzeczach typu naleśniki, herbatka na "M jak miłość", kawa w altanie w Polsce w miłym towarzystwie, posłuchanie ulubionej piosenki. Częściej używałam słowa marzy mi się, przez co byłam szczęśliwsza. Teraz mimo to że cześć tych moich dużych marzeń się spełniła i spełnia to nie czuje się taka szczęśliwa. Nie umiem się sama już tak uszczęśliwiać. W ogóle zauważyłam ,że żyję bezmyślnie. Wszystko dzieje się samo, mimo chodem, ja za dużo nie myślę o życiu. Bo chyba nie muszę.Układa się jakoś samo. Jakoś - to chyba złe słowo, powinnam napisać układa się dobrze. Bo to prawda, tylko człowiek nie myślący za dużo życiu jak ja nie doceni tego bo często tego nie widzi. A zauważyłam to teraz. Bo jestem "na zakręcie". Kończy mi się urlop macierzyński.Powinnam wrócić do pracy. Ale zawsze zakładałam że nie wrócę po urlopie macierzyńskim do pracy. Teraz mam dylematy. Czy może lepiej wrócić ? W dobie kryzysu ja rzucam pracę. W Norwegii też jest ciężko o pracę. Na rynku jest masa ludzi bezrobotnych, którzy przyjechali tu z krajów dotkniętych kryzysem. Z drugiej strony nie stracę super pracy, ale stracę pracę. Na rzecz Milana i mam nadzieje kursu języka norweskiego. Mimo iż nie planujemy zostać tu bardzo długo a może nawet i nie długo to chcę się nauczyć dla samej siebie. Mam też wyrzuty, czy dobrze robię zostając w domu pod kątem Milana ?? Gdybym wróciła to pewnie narazie znalazłbym mu nianię a potem starała się o miejsce w przedszkolu. Miałby kontakt z dziećmi, Jego dzień byłby nafaszerowany zajęciami rozwijającymi Go w różnych dziedzinach, uczyłby się życia w społeczności, tym bardziej że przedszkola tu mają super opinię. Ripostę na te argumenty dotyczące przedszkola mam takie, że od przyszłego tygodnia będę chodziła z Nim do otwartego przedszkola. To są instytucje otwarte przeważnie 3 razy w tygodniu, są tam panie badź panowie przedszkolanki i generalnie różni się to tylko tym od normalnego przedszkola ,że tam mogą przebywać dzieci ale pod obecnością rodziców,z tym że rodzice nie muszą brać udziału w zajęciach ale muszą być. No i mam takie oto problemy. Wiem niby czego chcę - chcę zostać na razie w domu z Milanem. Ale standardowo mam wyrzuty i dylematy. Cała ja. A wszystko przez to, że zostałam zmuszona do myślenia. Jak się nie myśli to się nie ma problemów. Jest łatwiej ,wygodniej :) Polecam ten błogostan :) I konczę, bo się rozpisałam, pewnie mało Kto dotarł do tej kropki .

wtorek, 24 stycznia 2012

24.01

Dziś dzień porządków ... tradycyjny wtorek - wracam do dobrych nawyków :) Jestem obecnie zawieszona, w nicości trwam - przed ostatnim etapem - myciem podłóg a po uśpieniu Milana. Dlatego przysiadłam na chwilę do Was, aby sobie umilić przerwę. I nie będę się rozpisywać, bo "robota" czeka. Wiem nie zając nie ucieknie ... a szkoda. Podłogi to moja pięta Achillesowa :( Nie lubię. Dlatego, dołączam tylko parę moich ulubionych ostatnich zdjęć i zmykam.








niedziela, 22 stycznia 2012

22.01

Wróciłam :) A dokładniej to nie tylko z sankami ale i z pierwszej przejażdżki saneczkami :) Sorry, drugiej :) Bo wczoraj już ze sklepu Milan wyjechał na sankach. Bardzo mu się podoba ta jazda. Jazda jazda jazda jazda !!!! Jakby mógł i umiał to tak by krzyczał. Narazie pokazuje swym ciałem - bujając się, początkowo że mają sanki jechać, teraz- że mają szybciej jechać . Ogarnęło Go białe szaleństwo. Nie tylko chyba Jego, bo zaliczył Iszy zjazd z górki, korzystając z euforii rodziców :)













P.S. Na zdjęciach tego nie widać, ale w park był dziś pełny !!!  Norwedzy to naród żyjący bardzo aktywnie, w zimę chyba najbardziej. Wiadomo - narty :) A na każdej górce pełno dzieciaków, z gilami do przysłowiowego pasa. Ale tu z kataru nikt tragedii nie robi. W przedszkolach jest pełno usmarkanych Brzdąców. Zasada chyba jest jedna - oby nie był zielony, ale z tego co czasem widzę to naprawdę chyba :) A na potwierdzenie dodam, że za sankami odwiedziliśmy parę sklepów i kupiliśmy w końcu ostatnią sztukę, takich adekwatnych dla Milana - do roku, z pasem do przypięcia. Ogólnie w sobotę,  był straszny ruch - nie tylko w sklepach ale i na dworzu - zawierucha, zamieć. Ludzie namiętnie kupowali przede wszystkim łopaty i inne tym podobne, oraz sanki i narty. Wczoraj odśnieżali i się odkopywali. Dziś pogoda dopisała i się relaksowali. Taka kolej rzeczy - po ciężkiej pracy należy się odpoczynek. Z tym, że tu napewno - aktywny.

sobota, 21 stycznia 2012

21.01

Dzień Babci :) zahaczę o jutro i napisze Dzień Babci i Dziadka :) zaszalałam :) Nie świętujemy :( Bo nie mamy tu babc i dziadków i prababć :( Ba, w życiu nie ma tak łatwo i nie zawsze ma się to co chce :( Kartki z życzeniami wysłaliśmy. W tym roku projektowane własnoręcznie :) Ale jeśli tu zajrzy zacne grono to jeszcze raz przyjmijcie najlepsze życzenia od Nas :) Zdrówka Wam życzymy przede wszystkim, uśmiechu na twarzy, radości oraz pociechy z wnucząt :) Żyjcie STO LAT, albo i dłużej hej :)


Pierwszy Dzień Babci i Dziadka Milana :) Bombel już śmiało raczkuje, zasuwa jak króliczek z reklamy Duracella :) Najszybciej i najodważniej za nami. Ogólnie odwagi mu nie brakuje. Chwyta sie mebli i wstaje bez żadnych problemów. Próbuje się nawet puszczać i stać samodzielnie. Jeszcze mu się to nie udało, zawsze kończą się te próby upadkiem na podłogę. Na szczęście umie bezpiecznie upadać. Z Nim jest tak jak z kierowcą rajdowym - jeździ szybko ale bezpiecznie. W odniesieniu do Milana - szybko wstaje odważnie ale patrzy co ma nad głową, czy to czego się trzyma nie zostanie mu zaraz w ręku i tak kombinuje gdy widzi że nie da rady aby usiąść na tyłek. Zadatki na kierowcę rajdowego ma, oj ma :) Gdybyście zobaczyli jak On wywija w swojej formule :):):) Rozpędza się i nogi do góry i bach w szafę albo drzwi :( albo brawurowo skręca z rozbiegu oczywiście, że aż boje się że ten chodzik się przewróci z Nim. Szczęście tylko takie że nie spędza dużo czasu w chodziku. Ulubione miejsce teraz to łóżeczko. Ale tylko w porze wzmożonej aktywności :) Wstaje, upada i buja się i kulga i cuda wianki tam odczynia :) Uwielbia. Szkoda że takiej sympatii nie żywi do łóżeczka wieczorem. Ale i tak jest o niebo lepiej niz było. Usypia max w pól godziny i bez krzyków wiekszych - bo miejsze nas nie opuściły. Zostały z nami. Co do werbalnego rozwoju Naszego Synka to jest na etapie muuuuuuuu i hauhau, lubi odgłosy zwierząt i próbuje nasladować, najlepiej krowę. Każde biało - czarne zwierzątko to muuu , wczoraj byliśmy w odwiedzinach u małego Szymona :) Ma On zebrę. Zebra wiadomo - biało czarna, wiec Milan od razu jak ją zobaczył rzekł : muuuuuuuuu :) Do innych osiągnieć Milana należy włącznie - wyłaczanie lampki, puszczanie przez słomkę bąbli w wannie, przybijanie piątki a jak zapytam gdzie tata to od razu patrzy na drzwi, no chyba że jest Wojtek w domu to wyrusza  jego stronę. Aaaa i został pasjonatą moich włosów ... dopada mnie z nienacka i ciągnie ile sił. I  mogłabym tak i mogła pisać i pisać o Nim i lukrować ale musze uciekać, bo jedziemy po saneczki pa !

czwartek, 19 stycznia 2012

19.01

Wczoraj godzina 21 - CISZA !!!! Jak makiem zasiał ... wspaniała cisza, spokój. Odetchnęłam z ulgą, usiadłam na kanapie i się śmiałam ze szczęścia. Usypianie Milana trwało 20 minut. Usnął sam w łóżeczku. Mam nadzieję że to zapowiedź powrotu do normy, a nie tylko jednorazowy incydent :) Jedna jaskółka wiosny nie czyni ale mam nadzieję, bo mam ku temu powodu. Chyba znalazłam przyczynę wieczornych buntów. Mały był niedojedzony !!! Już raz mieliśmy taka akcję. Krzyczał wieczorem jak był malutki. Doktor poleciła mi Go dokarmiać mlekiem modyfikowanym i problem znikł. Teraz jak jest mały wpadłam na ten pomysł dopiero wczoraj. Myślałam że 240 ml kaszki wystarcza mu. Myliłam się, zjadł wczoraj 330 ml i usnął. Bez wędrówek, bez krzyków, bez nerwów. Nasz Król dał nam dyspensę :):):) A propos to oto właśnie odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu .... niczym król na tronie :) A my ??? Biedni podwładni - znamy swoje miejsce :) Pół żartem, pół serio- wiadomo nasze życie kręci się wokół Milana ale nie dajemy się mu zdominować :)


Co do wspomnianej wyżej wiosny :) To mamy super zimę :) Wczoraj tak zasypało, że gdybym wiedziała jak wygląda park to bym zrezygnowała ze spaceru. Tu , u nas jeździły koparki, świat wyglądał pięknie i zachęcał iskrzącą się bielą na spacery. Wstawię niedługo zdjęcia z tej naszej pięknej zimy :) Ulice, chodniki ok. Ale naszym rytuałem jest spacer do parku. Norwegia to teren górzysty, a my do owego parku mamy pod górkę i z górki i abarot od nowa :):):) Pod górkę musiałam dwoma rękoma mocno pchać wózek i robić przystanki :):):) A na "szczytach" tych górek sa wiadukty dlatego koparka tam wjechać nie mogła, oj nie mogła :( Wczoraj jak tak sypało Milan spał na dworzu :) Ja biegałam co 15 minut odśnieżać wózek. Potem się wycwaniłam i zamontowałam parasol :)  Pisałam o moich podjętych krokach w stronę spania w domu, niestety Milan był bardzo marudny po tej drzemce. Dlatego odpuszczam, poczekam na mrozy. Wtedy bedziemy musieli jakoś się przemęczyc, teraz korzystając ze sprzyjającej nam aury i miarę łagodnej zimy wystawiam Go na dwór. Cóż mam począc innego ??? :)

wtorek, 17 stycznia 2012

17.01

Zima zima zima zima pada pada śnieg ... :) A tak serio już nie pada, już napadało wystarczająco u nas na Roa :) Dlatego ruszyłam z akcją "Spanie w domu" :) Tym bardziej że już byliśmy na dłuuuugim spacerze. Dzis Iszy raz. Milan zadomowił się prawie na dobre, więc moge sobie pozwolić na mały eksperyment. Czapka, sweter i pod okno ... ciiiiii oby nie zapeszyć ale śpi od 12 :30 a mamy już 13: 46 !!!! to jego sukces jak na dom :) ale musimy poczynic zmiany, bo Mały na dworzu śpi nawet do 4 godzin. Nawdycha się świeżego mroźnego orzeźwiającego powietrza a koło 21 zaczyna się mini koszmar. Milan nie chce spać. Najpierw do łóżeczka - nici, jak już się wyszaleje, wybuja i zaczyna się pokładać i płakać idziemy na duże łóżko. Tam szaleje , wścieka się ale do czasu. Do czasu aż mu się znudzi i zmieniamy miejscówkę. Z powrotem do łóżeczka. Zataczamy koło a czasem trójkąt bo jeszcze wędrujemy do krzesełka na bajkę !!!! O masakra. Od dziś zmiany, łóżeczko i koniec. Bez tułaczki. Płozy do łóżeczka przyjechały z Pl, teraz ma kołyskę i według nas ma wypas :):):) musi to docenić :) A najgorsze w tym jest to , że przez 8 msc usypiał sam w łóżeczku, a teraz w 9 msc rewolucja !!!! Ale ja tez się buntuje przeciwko takiemu stanu rzeczy, i basta :)

Akcja"Spanie w domu"


Zakończona 14:10 :) No, jak na Iszy raz to i tak dobry wynik. Pospał 1godz 40 minut :) Ciekawe jak bedzie wyglądał  wieczór. Fotorelacja z ostatniej chwili:
 
I jeszcze coś muszę napisać. To radosny blog, o "nowym" życiu. Przelewam na klawiaturę radosne chwile, nowe sukcesy Milana i moje jako mamy, jest tu bardzo duża część mnie. Piszę z serca i co mi ślina na palce przyniesie :) A teraz w moim sercu jest żal :( Siadałam wczoraj ... zaczynalam pisać, kasowałam , odchodziłam. Dziś to już moje trzecie podejście do bloga, i jak się okazuje nie umiem tego nie napisać. Jest mi tak smutno i przykro ... wczoraj umarła .... no właśnie Kto umarł ??? Genalogicznie mama mojej przyjaciółki, zawodowo nauczyciel z powołania, pasjonata, personalnie bardzo dobry człowiek, mądra, życzliwa, wykształcona kobieta pełna optymizmu, tak pełna go że chyba nikt nie myślał że nie wyzdrowieje. Na pewno nie ja. Walczyła z chorobą dzielnie ale się nie udało. Dlatego coś umarło też wczoraj we mnie, za pewne na jakiś czas : wiara. Wiara, że gdy się czegoś bardzo chce to się to uda, że nie ma rzeczy niemożliwych, że chcieć to móc. Ja wiem , że z ciężką chorobą ciężko jest wygrać, że wiara nie ma tu aż tak dużo do rzeczy, aczklwiek nastawienie psychiczne i wola walki pomaga. Ale ... tak mi to wsyztsko do siebie nie pasuje. Że ta Kobieta, że przez chorobę ... wiem śmierć nie wybiera i zawsze przychodzi nie w porę ale ... ale żal mi i smutno i nie mogę tego zrozumieć :( Tym bardziej że Jej nie pożegnam tak jak się należy. Bo jestem tu w No i tyle co przylecieliśmy. A była mi bliska nie tylko dlatego że jest mamą mojej przyjaciółki. Była dla mnie zawsze pomocna, życzliwa, uśmiechnięta ... w mojej pamięci
"Wybudowała pomnik trwalszy niż ze spiżu
strzelający nad ogrom królewskich piramid
nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy
oszalały Akwilon oszczędzi go nawet
łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków."
Cytat : Horacy , tłumaczenie Adama Ważyka

środa, 11 stycznia 2012

11.01

Wpadamy powoli w rytm :) Dziś byliśmy juz na spacerze, Milan wraca do normalnego rytmu dnia. Trochę :) zdjęć. Trochę :) monotematycznie. Ale trochę :) nie mogłam się zdecydować które wybrać. Milan raczkuje już sprawnie, szczególnie gdy czegoś chce. A na Jego top liście jestem Ja, telewizor  i drzwi. Gdy już znudzą mu się zabawki, tylko jedna rzecz może zatrzymać Go na kocu - jedzonko :):):)























A oto nasz nowy śliniak. Rewelacja - polecam :) Nie przeszkadza mu, nie zrywa Go i jest bardzo wygodny.






3 pory roku na naszym tarasie - wiosna, jesień , zima, nie mam lata :)






Byle do wiosny ...