sobota, 13 lipca 2013

kwiecień/maj 2013

W końcu mam chwile...tak mi sie na obecną chwilę wydaje. Ale moi chłopcy mogą mnie jak to przeważnie bywa zaskoczyć. Meble te większe gabarytowo już w większości wybrałam. Powinnam jeszcze trochę pogrzebać w sieci za "drobnostkami" ale już mam tego dość. Biorę laptop i mebluje, dekoruje, przestawiam, projektuje a najlepiej mi to szło koło 2 , 3 w nocy, po nocnym karmieniu Marcelka. Chociaż od paru dni Marcel budzi się przed 4 i wtedy buszuje do 5 :) Wtedy jest cisza, spokój i mam pewność że nikt mi nie przeszkodzi. Ale może zacznę od początku, cofnijmy się do kwietnia oraz maja. 14 kwietnia przylecieliśmy do Polski ... rodzić :) NO fakt taktem urodziłam, ale tak mi się wydaje że to wszytsko związane z ciążą, porodem działo się "mimochodem", bo ja byłam prawie w 100% pochłonięta wykończaniem naszego domem. Długa byłaby lista spraw które udało mi się załatwić przed porodem. Na szczęście wszytsko mi sprzyjało. Czułam się super, żadnych skurczy, ucisków i dyskomfortu nie odczuwałam. 3 tygodnie przed porodem myłam z siostrą okna w domu. To wszytsko było trochę jak w krzywym zwierciadle. Na wizytę do lekarza dwa tygodnie przed porodem pojechałam przy okazji. Weszłam do gabinetu. Pani doktor zapytała czy coś się dzieje skoro się zjawiłam, a ja szczerze i bez  wiekszego namysłu zaczęłam opowiadać że owszem dzieje się, bo mam problemy z podłączeniem  sieci wodno kanalizacyjnej przez gminę i przyjechałam do projektanta odebrac projekt przydomowej oczyszczalni oraz studni :) Dostałam wtedy na tej wizycie skierowanie do szpitala. Cięcie cesarskie było już wtedy przesądzone prawie na 80%. I tu Marcel miał pierwszeństwo. Wiedziałam, że zostały 2 tygodnie i wszytsko podstosowałam pod Niego i szczęśliwy bezpieczny dla Niego poród. Szybko dopinałam niezałatwione i niesfinalizowane jeszcze sprawy. Po pierwsze , żeby Wojtek gdy przyjedzie miał jak najmniej na głowie, aby mógł czas spędzac z Milanem gdy mnie nie bedzie, a potem z nami. Po drugie miałam w głowie wizje , że jak już się Marcel urodzi to przez najblizszy czas bedę poniekąd niedysponowana i poza zasięgiem. Więc po castingach i mini przetargach :) w sobotę 18 maja doprowadzono nam wodę do domu, montaż oczyszczalni czekał na mój powrót ze szpitala dopięty na ostatni guzik, Wojtek w poniedziałek po południu miał być w domu :) Zostało tylko urodzić. Ale, żebym się za bardzo nie wyluzowała i niezrelaksowała to musiałam jeszcze myśleć o rozliczeniu usługi za koparkę...do ostaniej chwili, bo to zrobiłam jadąc już do szpitala, po drodze 20 maja :) Mina pani wystawiającej mi fakturę była niemalże bezcenna gdy na pytanie kiedy rozwiązanie odpowiedziałam że dziś, bo jadę właśnie do szpitala. Położono mnie na oddział i czekałam na ... najpierw na męża jadącego już z Gdyni do nas, następnie na cięcie i nowego małego Synka :) Na drugi dzień, we wtorek o godzinie 8:45 urodził się Marcel. Wszystko według planu. Aczkolwiek zaczęły się małe zawirowania. Planowałam pobyć w szpitalu góra 3 dni, a wyszliśmy w 5 dobie życia Marcelka ze względu na żółtaczkę. O pobycie owym więcej napiszę w następnym poście. pa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz