sobota, 21 kwietnia 2012

21.04

Zadomowiliśmy się. Piszę do Was już spokojna i ułożona, w sensie zorganizowana. Podróż minęła nam dobrze. Milan spisał się na medal i to złoty. Trochę marudził IIego dnia podróży ale to nic. Usprawiedliwiam Go, bo jechaliśmy przypominam ponad 700 kilometrów tego dnia. Dorosłemu się nudzi, i dłuży i ciężko wysiedzieć, a co dopiero małemu dziecku. Zmusiło mnie to do przemyśleń i przed następną podróżą będę optowała bardziej raczej za lotem. Lot 2 godziny, z czego dziecko musi siedzieć na tyłku spokojnie przy starcie i lądowaniu. Pomiędzy może wykazać się aktywnością i nie trzeba Go uziemiać, o ile to możliwe w "niebie". A na ziemii, dokładniej norweskiej pogoda średnia. Niby wiosna. Zmienna. Jak ja. Cieszę się, że znów tu jestem a za chwile wszystko mnie tu denerwuje i jestem na mega mega nie. I wtedy mówię nie dalszej nauce, mówię nie życiu tu. A za chwilę mówię zdecydowane tak. Chyba szukam rozwiązań, motywacji, sensu. Bo mi ciężko. I tak sobie zmieniam i patrzę z czym mi dobrze, z jakim myśleniem się bardziej identyfikuję. Wiecie o co chodzi. Gdy nie wiemy co zrobić i się Kogoś doradzamy i ten Ktoś nam np. odradzi a my dajemy mu argumenty że się myli, że to dobry pomysł i wtedy wszystko jasne na czym nam zależy, jakiego stanowiska bronimy. To ja właśnie sobie teraz tak robię, sama ze sobą ! I nie jest łatwo mi się dogadać ze sobą. W mojej głowie wojna. Milana dom jest tu. Tak sądzę patrząc na Jego zachowanie. Jest grzeczniejszy niż u babci, lepiej je, lepiej śpi, sam się bawi. Ja jestem znów panią domu, na pełnym etacie, zorganizowaną i zaradną. Przez co też pewnie Junior inaczej się zachowuje. W Polsce nie chodziliśmy raczej na ranne spacery przez co był marudny i wymagał ciągłej naszej uwagi. Nie chciało mi się, i patrzyłam trochę na Innych domowników, a może Ktoś go weźmie na ten upragniony spacerek, może Ktoś mnie wyręczy. Bo niby to nie obowiązek, i żadna straszna czynność ale w Polsce tak mam, że mi się nie chce. Tu, wstajemy, jemy i ruszamy. I nie odbieram tego jako obowiązek. Dwa światy i dwie różne mamy Benie w niektórych aspektach życia. Wojtek też ma dom tu. Przekraczamy próg, i On się przeistacza w spokojnego domatora, Jego tempr głosu łagodnieje. A w Pl widzę Go rano i wieczorem. Chociaż mała korekta, teraz bywał częściej w domu. Ja wiem, że On chce zrobić jak najwięcej jak jesteśmy w PL w naszym domu. I rozumiem, bo On to robi dla nas. Głupotą byłoby siedzenie na tyłku z żoną i synkiem, ,a płacenie ludziom za pracę. Czego bardzo by chciało moje serce, ale rozum bierze górę i wygrywa racjonalizm. A wspólne spędzenie paru dni pozostaje na razie moim marzeniem, serio. I czy to nie absurd ???!!! Jesteśmy tu razem, a ja marzę o wspólnych rodzinnych dniach. Bo tu też wiecznie praca. Rozumiem też, z tego żyjemy, to daje nam jakieś perspektywy na powrót do Polski na stałe. Wiecie co, chyba jestem bardzo wyrozumiała :) Taki sens wyczytuję tylko z tego mojego gadania. Och jakie to wszystko trudne i skomplikowane. Albo ... bardzo proste tylko ja sobie to skomplikowałam. Wiadomo, tu chociaż te trzy, cztery godziny dziennie spędzamy cała rodzinką. Bilans jest mimo wszystko na plus. Racjonalnie, a serce .... tęskni. Patrzę na Milana i tęsknię, za wszystkich w Polsce, którzy za Nim tęsknią. We mnie się kumuluje ta tęsknota. Wiem, ciężko to zrozumieć. Są rzeczy, sprawy , których nie da się zrozumieć, trzeba je poczuć. Mi, romantyczce tymbardziej ciężko przyjąć to "na główkę". A jak pomyślę o pierwszych urodzinach Milana ... może na dziś skończę, bo na pewno mi to wywnętrzanie się nie pomoże. Podsumowując. Chciałabym żyć tu, bo na razie tu mamy normalne życie - dom, praca, obowiązki, ale bardzo bym chciała aby byli tu też nasi bliscy, rodzina. Niech nadzieją dla mnie i siłą będzie wizja mieszkania w swoim domu. Może tam będę działała tak jak tu. Wiadomo, nie ma jak u mamy. Ale ja tam wrzucam na kompletny luz, chodzę jak "święta krowa", działa to na mnie destrukcyjnie. A moja przewrotna natura na nawoływania abym posprzątała, coś zrobiła, buntuje się i efekt jest zazwyczaj odwrotny. Ach tam i ze mną i ze mną, bo nas jest dwie, zdecydowanie :):):)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz