środa, 31 października 2012

31.10

Biało u nas od poniedziałku :) Cieszę się :) Nowa lepsza energia ze mnie emanuje. Nawet pomimo tego, że jesteśmy uziemieni. W samochodzie opony mamy nadal letnie, a wózka póki co pchać się nie da po chodnikach. W dzień mamy na plusie, więc się wszystko rozpuszcza. Jest mega plucha, blokuje kółka. Wieczorami zaczyna mrozić. Więc codziennie ta sama sytuacja na chodniku. Ale jest fajnie. Miło i świątecznie już. W sklepach pojawiają się świąteczne dekoracje. W gazetkach promocyjnych świąteczne artykuły. Dobrze, że warunki atmosferyczne zsynchronizowały się w tym roku ze światem marketingu. Jesienna aura jest smutna. Liście spadają, szaro, posępnie. Chociaż jesień mamy nadal, ale z zimową aurą. Milan ma nowe zajęcie - wchodzi na krzesełko, wygląda przez okno i dziwi się oooo łłłłaaaaaaaałłłłłłł łaaaaaaaaaałłłłłłłłł :) Ja też się dziwię, skąd u mnie to ulubienie śniegu. Ale zauważam, że duże grono osób cieszy ten jesienny śnieg. Rok temu czekaliśmy do połowy stycznia !!! Więc, zapewne dlatego. 
Ale co ja będę się rozpisywać o śniegu. Każdy widział, większość ma, Kto nie ma ten na pewno w ciągu najbliższych miesięcy ujrzy. A u mnie wydarzył się o niemal "cud". Kuchenka jest dobra, nie jest pęknięta. Odwiedziła nas koleżanka - Ania. Obejrzała, podotykała, chwyciła za nóż i zeskrobała rzekome pęknięcia. Byłam w szoku. Nie wpadłabym na ten pomysł. Ja od razu widząc ten ogień stwierdziłam, że pękła. Gdy wystygła, umyłam delikatnie żeby bardziej nie zniszczyć, bo wydawało mi się że ugina mi się płyta pod palcami. Wojtek obejrzał, też stwierdził, że pęknięta. Dobrze, że nie zdążyłam poinformować właściciela mieszkania. Dzięki Ania !!!! raz jeszcze :)

Dzisiejsza "rozmowa" z Milanem:
Ja: Milan kto jest mały?
Milan: wskazał na siebie.
Ja: Milan kto jest duży?
M: wskazał na mnie
Ja: A kto jest niegrzeczny?
Milan rzekł: MAMA
Ja: A kto grzeczny?
Wskazał na siebie :)

Wszystko jasne :)

wtorek, 23 października 2012

23.10

Milan śpi dziś na dworzu. Po 5 miesiącach ucinania sobie drzemki w domowych pieleszach. Przespał późną wiosnę, lato oraz wczesną jesień. A teraz, gdy powietrze zaczyna się robić mroźne, On wraca do korzeni. Mały Wiking. Ciesze się, bo to zdrowe. I cieszy mnie fakt, że w ogóle śpi. Ostatnio funduje nam rewolucje przed snem. W południe nie chce spać wcale. Po południu ma kryzys, musi się zdrzemnąć chociaż godzinkę. Więcej mu nie daje spać. Celowo nie przekładam Go do wózka. Śpi dużo mniej niż jeszcze tydzień temu. Z około 3 godzin zredukowałam mu czas snu do godziny. A i tak wieczory są ciężkie. Kąpiemy Go normalnie koło 19:30. Wypija mleko. I bez względu czy leży w łóżeczku czy na kanapie czy chodzi po pokoju, usypia dopiero koło 22. Rekord godzina 23. Logicznie do zaistniałej sytuacji, późno wstaje, po 9. Zaczęłam Go budzić rano, koło 8. Nie wiele to pomaga, niestety. Dziś miałam zamiar wcale nie dać mu spać w dzień. Zrobił mi psikusa i usnął w drodze powrotnej z przedszkola. Ciekawe jak będzie wyglądał wieczór. Muszę też zgłębić wiedzę na temat tranu. Mi tran dodaje energii. Milan pije tran podczas kąpieli. Może to niewłaściwa pora, może on Go tak rozbudza. 
Jak już wspomniałam chodzimy do przedszkola nadal. Milan bardzo ładnie się zachowuje. Ma gorsze chwile, ale generalnie jest ok. Bawi się, biega, samodzielnie, nie potrzebuje już mnie obok. Trochę zaczął rządzić zabawkami. Na szczęście inne dzieci są bardziej tolerancyjne i cierpliwsze niż On. Tłumacze mu i uczę, że trzeba się dzielić. Milan jest strasznie uparty. On po prostu musi mieć to co chce, nie przepuści. Po chwili rzuca, zostawia, nie interesuje Go już dana zabawka. Zdobyta, wygrał, pełna satysfakcja. Muszę zwrócić na to dużą uwagę, bo za chwilę scenariusz się może powtórzyć np. w sklepie. Ponad to zrobił się bardzo otwarty i śmiały. W poprzednim tygodniu Wojtek wyszedł z Nim na spacer wieczorem. Standardowo musieli odwiedzić pieska sąsiadów. Zauważyła ich sąsiadka, a że było zimno, zaprosiła do domu. Milan wszedł bardzo chętnie. Bawił się, cieszył, aż piszczał z radości. Czuł się swobodnie i dobrze, do tego stopnia, że sąsiadka przyszła na drugi dzień zaproponować, że z chęcią z Nim zostanie gdy tylko będę potrzebowała gdzieś iść sama bądź odpocząć. Wie, że jestem w ciąży i że Wojtek dużo pracuje. Patrząc na Jego zachowanie w przedszkolu oraz sympatię jaką Ją obdarza, bez problemu i bez obaw Go u Niej zostawię i skorzystam z propozycji. A jeszcze w sierpniu płakał ewentualnie marudził gdy Go zostawiałam i byłam pełna obaw, czy nie da za bardzo popalić opiekunowi. Ach... dzieci nam rosną, dorośleją :) Na koniec zdjęcie Milana !!! Udało mi się zrobić, a to teraz wyczyn. M. podczas obiadu. Kupiliśmy mu krzesełko. Siada przy stole jak my, widelec w rękę i wcina. Tak samo je śniadanie, sam. Na śniadanko musi być też herbatka, w kubeczku, dorosła. Sam pije i wychodzi mu to bardzo dobrze i .... czysto.


poniedziałek, 22 października 2012

22.10

Ciąża to specyficzny czas. Doświadczam prawdziwości tych słów często. Z Milanem byłam w stanie błogosławionym :) najwidoczniej. Teraz jestem w ciąży, na serio. A najbardziej odczuwam to w skutkach. Na początku miałam napady zimna oraz gorąca. Do tego stopnia, że słabo mi się robiło. Potem pojawił się mięso-wstręt oraz poniekąd jadłowstręt, na wypadek pojawienia się mdłości. Lecz, o ile z wcześniejszymi niedogodnościami moglam sobie szybko poradzisz ubierając bądź zdejmując cześć garderoby, to z niechęcią do mięsa tak łatwo mi nie poszło. Mam w zwyczaju planować obiady dzień wcześniej. Okazało się jednak, że nie ma prawa funkcjonować ta zasada teraz. Bo codziennie wstaję z nowymi upodobaniami. Najbardziej ubolewam nad zerwaniem z moim ulubionym nawykiem kulinarnym- gotowaniem na dwa dni. A mogłabym i na cały tydzień :) Nie przepadam za gotowaniem. Szczególnie teraz, gdy Milan wybrzydza i nie je już tak chętnie i ze smakiem. W mojej kuchni królują szybkie dania jednogarnkowe, zapiekanki, masa "pomysłów na ..." i w innej możliwej postaci niestety glutaminian sodu. Teraz muszę o ilę mogę gotować na dzień dzisiejszy. W ostatni czwartek mnie poniosło i zachciałam zrobić strogonowa. No coś tam ugotowałam z tych samych składników co się robi strogonowa, ale to nie był on. Ja jestem beztalenciem jeśli chodzi o zupy i ciasta. Po prostu totalna klapa. Wychodzi mi tylko jarzynówka oraz sernik na zimno...przeważnie. Milan nie tknął zupki, ja zmordowałam trochę. Wojtkowi wmówiłam, że jest pyszna i jak na Iszy raz to super mi wyszła...zjadł pół talerza, ale miał taką minę jakby za karę jadł. Na drugi dzień, bo rzecz jasna ugotowałam w garze największym jaki posiadamy, miałam zamiar doprawić, zagęścić oraz znów podać zupkę na obiad :) Niestety każde podejście do niej kończyło się mym złym samopoczuciem. Zrezygnowałam więc. Milan wstał z drzemki, czas na obiad. Wpadłam na pomysł, że zrobię naleśniki ... spróbuję zrobić znaczy się. Robiłam już dwa razy. Za Iszym razem nie wyszedł mi żaden ale w zamian zrobiłam mega zadymę. Przy drugim podejściu wyszły mi 2 z całej miski ciasta. Więc, podeszłam do nich po raz trzeci. Z każdym razem lepiej mi idzie, więc czemu nie. To była chyba moja ostania próba ;/ Do trzech razy sztuka. Naleśniki wyszły mi proporcjonalnie do próby -3. Miałam nadzieję i ochotę na więcej ale, kuchenka mi w płomieniach stanęła, dosłownie. Nie sama, wylało mi się trochę oleju na nią. Mamy płytę ceramiczną, na szczęście nie indukcyjną. Zapalił się cały rozgrzany palnik. Szczęście w nieszczęściu, że udało mi się to ugasić. Płyta niestety pękła. Mamy czynne póki co trzy mniejsze palniki, ale kuchenkę i tak muszę odkupić w najbliższym czasie. Zniszczyłam ją ja i nie podlega to dyskusji. Szkoda, ale najważniejsze że się to tylko tak skończyło. 
A moją najnowszą przypadłością ciążową jest nadwrażliwość na zapachy chociaż po ludzku i dosłownie powinnam określić to mianem wszechobecnego smrodu!!! Z tym, że rzeczy naprawdę śmierdzące nie przeszkadzają mi. Wietrzę mieszkanie często. Okna mamy cały czas pouchylane. Najbardziej odczuwam to wieczorem. Spać chodzę wyperfumowana. Skraplam sobie nadgarstki, kładę rękę na poduszkę, relaksuje się ,osiągam spokój i usypiam. A jak już usnę, to śnię obficie, jak nigdy. Nie sprawdzam już znaczenia tych moich snów, bo się boję. Straszne mam sny, ale czytałam gdzieś że to też może być przypadłość kobiet w ciąży. Chcę wierzyć, że tylko i wyłącznie dlatego mam takie sny, że nie zwiastują one nic złego. Oby.

czwartek, 18 października 2012

18.10

Wczoraj napisałam, że jestem szczęściarą. Nie wiem co mną targnęło, czy był to przejaw radosnej twórczości czy chwilowa zaćma. Zaczęłam na spokojnie od pytania: Kto to jest szczęściarz ? Szczęśliwy człowiek ? Ja w nocy spać nie mogłam. Uruchomiło to lawinę myśli, rozegrałam osobistą bitwę. Najpierw pomyślałam, że straszna egoistka ze mnie skoro tak napisałam. Aby odpokutować i się zrehabilitować zaczęłam sobie wytykać wszystko aby złamać moją wczorajszą tezę. Moment uzbierał mi się mały batalion nieszczęść. Posmutniałam, nawet łezka mi się w oku zakręciła. Oj źle to na mnie wpłynęło, oj źle. Ale pomyślałam, że może nie jest tak źle jeśli wczoraj byłam taką szczęściarą. I w oka mgnieniu zauważyłam pokaźny batalion szczęścia w mym życiu :) Nie wypisałam specjalnie tych nieszczęsnych argumentów, bo na każdy z nich znalazłam ripostę. Szczęście to pojęcie względne, każdy ma zapewne własne wytyczne aby być szczęśliwym, aby to szczęście osiągnąć. A gdyby tak to szczęście zdefiniować, włożyć w ramki, uprzedmiotowić. Zacząć od podstaw, bo jestem, bo jestem zdrowy i moi bliscy są zdrowi, bo Oni są, bo nie jestem sam na świecie, mam na Kogo liczyć do Kogo się wyżalić i z Kim się pośmiać, a chociażby nawet bo słońce świeci :) Bądźmy wszyscy szczęśliwi, nie musimy być szczęściarzami, zauważajmy te małe rzeczy, małe radości, doceniajmy co mamy i Kim jesteśmy :) Ja wiem, że to brzmi jak nieomalże postulat do Narodu :) Dlatego już nie filozofuje, wracam na ziemię i stwierdzam , że jestem szczęśliwa :) Po prostu szczęśliwa, bez żadnych fajerwerek i efektów specjalnych. Mam masę dowodów, argumentów na to aby czuć się szczęśliwa. Rozejrzycie się, pomyślcie i zauważcie też Wasze szczęście !!! A propos, załączam Wam mój nowy nabytek, tablice, które mają zawisnąć w naszym nowym domu. Docelowym miejscem był salon, teraz już wędruję z Nimi po całym domu. Oto pierwsza, nawiązanie do tego monologu :) Szczęście nie jest celem, jest sposobem na życie/drogą życia. A więc, trzeba szczęśliwym być.
Zakochałam się w tych tabliczkach. Póki co, obwiesiłabym cały dom w mądrych tezach, a nawet bym je powypisywała na ścianie. Ale to chyba nie przejdzie :) W ogóle to mebluję i urządzam wirtualnie, bo mamy zamiar zamieszkać w naszym domu w Polsce na stale. Ja plus Dzieci, ewentualnie ja w ciąży plus Milan. Wojtek bez względu na naszą decyzję odnośnie wyboru miejsca porodu - niestety dorywczo. A więc, zakupiliśmy pierwsze "meble" do naszego domu. Małe, może nie wyględne, chociaż mi się bardzo podobają, ale fundamentalne. Chcę stworzyć szczęśliwy i ciepły dom. Zakochana też jestem w technice decoupage. Marzy mi się, na chwilę obecną, taki wystrój salonu, jadalni oraz sypialni...a niech tam...całego domu :) Najbardziej urzekły mnie doniczki wykonane tą techniką. Piszę ,na chwilę obecną, bo marzył mi się już szklany salon, potem zielony. Przebrnęła też myśl o nowoczesnym...kobieta zmienną jest. Ale teraz poczyniłam już kroki, ku realizacji mego pomysłu obecnego. Jest nadzieja, że już zdania nie zmienię.
A oto i owe nabytki: Rodzinne reguły, zasady oraz zwykły napis dom . pa
 

środa, 17 października 2012

17.10

Nie powiem tego głośno ani nawet cichutko żeby nie zapeszyć...ale napiszę...czuję się lepiej :) Aż niemożliwe abym tak szybko odczuła wpływ tranu na mój organizm, ale tylko on jest nowością w mym tabletkospisie i możliwe że był brakującym ogniwem ku pełnej symbiozie :) Wierzę w to. Wierzę że tran to środek wspomagający odporność to na przykładzie Milana. On pije w kratkę tran, jak ma ochotę. Na szczęście upodobania zmienia rzadko, na nieszczęście na dłuższy czas. Obecnie lubuje się bardzo w tranie. Wierzę też że tran to środek dodający energii szczególnie jesienią i zimą, gdy tak mało promyków słońca do nas dociera. A u nas to już naprawdę słońce chyba na banicję zostało skazane. Zimno i pada ewentualnie popaduje sobie deszczyk. Jesień na sto dwa ! :( Przyczyn poprawy swego samopoczucia doszukuję się też w mym jadłospisie. Otóż jadam teraz może nie zupełnie ale w dużym stopniu inaczej. Na śniadanie jem tosty z serem, pokochałam od lat niejedzony przeze mnie twarożek. Jem też kanapki z pomidorem, ogórkiem i papryką, ale raczej na drugie śniadanie czyt. gdy Milan śpi. On jest tak wielkim miłośnikiem pomidorów i papryki, że zjada swoją porcję warzyw i do mojego talerza też zagląda. Więc dla dobra Dzidziusia, jem warzywa gdy Milan śpi. Pełna konspiracja. A Jemu daję witaminki gdy wstaje z drzemki. Nie jemy też tego zestawu na śniadanie, bo Milan zjada same warzywa nie ruszając przy tym chleba. Dlatego teraz najcześciej je na śniadanie tosty z serem. Wszystko inne co mu serwuje zostaje na talerzu. Zjada tylko jogurt i koniec śniadania. Ciężka to pora dnia teraz. Z obiadem jest w miarę, ale też nie zawsze ma apetyt. Czasem zjada ze smakiem duże ilości, aż się chce gotować. Innym razem tylko podziobie widelcem w talerzu, stanowczo powie nie i tyle. Zaczęłam trochę mu wymyślać, a to naleśniki, zupka jarzynowa, gotowane warzywa,a to pierożki. I to uwielbia, ale robię to tylko wtedy gdy naprawdę nie chce jeść tak ze trzy dni. Chciałabym aby jadł to co my, bez konieczności gotowania dwóch obiadów. Nie wciskam mu jedzenia i nie zmuszam Go. Dobrze że lubi też owoce, najbardziej winogrona. Daję mu je przed drzemką i wieczorem. Chyba dają mu jakieś uczucie sytości bo śpi bardzo dobrze w nocy....ponad 10 godzin czasem 12, oraz w dzień...od dwóch godzin do trzech. Mmmmhhh a niedługo...najwcześniej w maju 2013 skończy się spanie. Zacznie się znów nocne karmienie :) Ogólnie mam wizję mało optymistyczną. Tak sobie prorokuje, że nie będzie słodko. Jestem Szczęściarzem. Nie mogę narzekać, układa mi, nam się w życiu dobrze. Chcieliśmy mieć dziecko, zaszłam w pierwszą ciążę. Zdecydowaliśmy, że czas na drugie Dziecko. I jakbym wypowiedziała to w dobrej sekundzie, w dobrym momencie ... jestem. Dlatego Nie wydaje mi się abym była aż takim szczęściarzem, aby drugi raz w życiu urodzić tak anielsko grzecznego, spokojnego, bezproblemowego Noworodka. Nie było też tak słodziutko, ale to tylko z mojej winy, z powodu mego wyimaginowanego i wyidealizowanego postrzegania macierzyństwa. Milan był perfekcyjnym w każdym detalu Noworodkiem oraz Niemowlakiem. Jakie będzie Jego rodzeństwo okaże się. Na pewno będę starała się zrobić wszystko aby drugie Dziecko podzieliło i upodobania i zachowania Milana. On miał plan dnia, swój rytm, który już po tygodniu dało się zauważyć i poznać. Potem zmieniał przyzwyczajenia, ale główny filar pozostał mu niemal do dziś- pobudka, śniadanie, czas na aktywność i zabawę,mleko i drzemka na poczatku koło 11(5h) potem koło 12 (4h) teraz 13 (2-3h) , pobudka, obiad, czas na aktywność, kąpiel, mleko, łóżeczko, sen na początku koło 19:30 (1-2 pobudki w nocy na mleko), potem koło 20 (1 na mleko), teraz koło 21. Miał odstępstwa i szalone dni, ale to naprawdę pojedyncze przypadki. Życzę Wszystkim tak grzecznych Dzieci :) 

poniedziałek, 15 października 2012

15.10

Milczałam z premedytacją. Siadałam, zaczynałam pisać ale kasowałam. Brak mi było całej mnie w tych notatkach. Każde słowo, każda myśl zdawała się być namiastką, zaczątkiem aby Wam powiedzieć, abym w tym mym świecie poczuła się znów w porzo :) A dziś, właśnie wróciłam od lekarza i wszem i wobec ogłaszam że teraz serca mam dwa :):):) Jestem w ciąży :) 8 tydzień. Dwie kreseczki na teście zobaczyliśmy  miesiąc temu 16.09. Ale nie chciałam rozgłaszać radosnej nowiny za wcześnie, żeby po prostu zabobonnie nie zapeszyć. Udało się to mi tu, natomiast w realu wieść sie rozniosła błyskawicznie. Byłam zaskoczona i nie wiedziałam nawet co mam odpowiedzieć na gratulacje i słowa troski. Tym bardziej że dzień wcześniej lekarz nie potwierdził ciąży. Mam do takich sytuacji stosunek obojętny, aczkolwiek trochę tym razem mnie to ruszyło. Bo skoro moja przyjaciółka dowiaduje się o mojej ciąży z dwóch różnych źródeł a nie ode mnie jako pierwszej to Ktoś odbiera mi prawo do prywatności oraz głoszenia radosnej nowiny. Ja wiem to normalne, że się o tym mówi itd itp, przecież to nie tajemnica. Ale są osoby, które chciałabym i wypada osobiście poinformować. Tak jak Was teraz tu :) Ciesze się, że będziemy mieli Drugie dziecko. Już czas. Milan skończy akurat dwa lata, gdy na świat będzie miało przyjść Maleństwo, pierwszy termin mam na 26 maja 2013. Zapewne się tak nie uda, ale jakiż piękny miałabym prezent na Dzień Matki. Piszę i mówię już Maleństwo, ale początkowo opisywałam je - Mały, chyba z przyzwyczajenia. Milanowi też tłumaczyłam, że będzie miał brata, z Wojtkiem gdybaliśmy: a wyobrażasz sobie jak będzie Ich dwóch :) Teraz już zmieniamy ton, bo doszło do mnie to że jestem w ciąży i zaczynam patrzeć realistycznie. Milan jest tak absorbujący, że czasem kładąc się spać przypominałam sobie że jestem w ciąży. Czasem...a właściwie tylko czasem miałam takie spokojne, refleksyjne chwile zadumy. Często natomiast przypominał mi Dzidziuś o swoim istnieniu mdłościami i złym samopoczuciem. Teraz już wiem do czego się nie zbliżać, co wywołać może mdłości, a co mi pomaga. Na złe samopoczucie znalazłam antidotum - spacery. Tak jak w ciąży z Milanem, tylko wtedy nie miałam mdłości. Ale nie jest źle, daje rade. Mam nastawienie takie, że nie mam wyjścia, bo Milan nie da mi wolnego. Muszę funkcjonować normalnie i tak się staram. Robię wszystko w kierunku aby tylko Milan nie marudził, nie nudził się itd itp. Zapobiegam nudzie i stagnacji, chodzimy rano do przedszkola, w dni wolne na plac zabaw i tak do drzemki mija mu.. nam miło czas. Potem już z górki, obiad, wraca Wojtek z pracy, zabawa, kąpiel, i spokojny sen dla wszystkich. Mi tylko zbijają sen z powiek moje wyniki. Teraz chodzę co ok dwa tygodnie na badanie krwi. To na szczęście profilaktyka, ale dziś się tak zestresowałam, że dwie probówki pobrała mi pielęgniarka i krwi się więcej we mnie doszukać nie mogła... przestała lecieć. Musiałam poczekać, i znów strzykawa w ruch. To, że mam słabe wyniki to nie nowość ale pierwszy raz odczuwam to. Zsynchronizowałam się. Jestem osłabiona, bezsilna, naprawdę walczę ze sobą aby ruszyć się rano z domu, w dodatku ta jesienna aura. Póki co motywuje się skutecznie. Dziś za naradą doktor kupiłam tran oraz nowy zestaw witamin. Zobaczymy, może mi dodadzą power'a :) Mocy przybywaj !!!