Ciąża to specyficzny czas. Doświadczam prawdziwości tych słów często. Z Milanem byłam w stanie błogosławionym :) najwidoczniej. Teraz jestem w ciąży, na serio. A najbardziej odczuwam to w skutkach. Na początku miałam napady zimna oraz gorąca. Do tego stopnia, że słabo mi się robiło. Potem pojawił się mięso-wstręt oraz poniekąd jadłowstręt, na wypadek pojawienia się mdłości. Lecz, o ile z wcześniejszymi niedogodnościami moglam sobie szybko poradzisz ubierając bądź zdejmując cześć garderoby, to z niechęcią do mięsa tak łatwo mi nie poszło. Mam w zwyczaju planować obiady dzień wcześniej. Okazało się jednak, że nie ma prawa funkcjonować ta zasada teraz. Bo codziennie wstaję z nowymi upodobaniami. Najbardziej ubolewam nad zerwaniem z moim ulubionym nawykiem kulinarnym- gotowaniem na dwa dni. A mogłabym i na cały tydzień :) Nie przepadam za gotowaniem. Szczególnie teraz, gdy Milan wybrzydza i nie je już tak chętnie i ze smakiem. W mojej kuchni królują szybkie dania jednogarnkowe, zapiekanki, masa "pomysłów na ..." i w innej możliwej postaci niestety glutaminian sodu. Teraz muszę o ilę mogę gotować na dzień dzisiejszy. W ostatni czwartek mnie poniosło i zachciałam zrobić strogonowa. No coś tam ugotowałam z tych samych składników co się robi strogonowa, ale to nie był on. Ja jestem beztalenciem jeśli chodzi o zupy i ciasta. Po prostu totalna klapa. Wychodzi mi tylko jarzynówka oraz sernik na zimno...przeważnie. Milan nie tknął zupki, ja zmordowałam trochę. Wojtkowi wmówiłam, że jest pyszna i jak na Iszy raz to super mi wyszła...zjadł pół talerza, ale miał taką minę jakby za karę jadł. Na drugi dzień, bo rzecz jasna ugotowałam w garze największym jaki posiadamy, miałam zamiar doprawić, zagęścić oraz znów podać zupkę na obiad :) Niestety każde podejście do niej kończyło się mym złym samopoczuciem. Zrezygnowałam więc. Milan wstał z drzemki, czas na obiad. Wpadłam na pomysł, że zrobię naleśniki ... spróbuję zrobić znaczy się. Robiłam już dwa razy. Za Iszym razem nie wyszedł mi żaden ale w zamian zrobiłam mega zadymę. Przy drugim podejściu wyszły mi 2 z całej miski ciasta. Więc, podeszłam do nich po raz trzeci. Z każdym razem lepiej mi idzie, więc czemu nie. To była chyba moja ostania próba ;/ Do trzech razy sztuka. Naleśniki wyszły mi proporcjonalnie do próby -3. Miałam nadzieję i ochotę na więcej ale, kuchenka mi w płomieniach stanęła, dosłownie. Nie sama, wylało mi się trochę oleju na nią. Mamy płytę ceramiczną, na szczęście nie indukcyjną. Zapalił się cały rozgrzany palnik. Szczęście w nieszczęściu, że udało mi się to ugasić. Płyta niestety pękła. Mamy czynne póki co trzy mniejsze palniki, ale kuchenkę i tak muszę odkupić w najbliższym czasie. Zniszczyłam ją ja i nie podlega to dyskusji. Szkoda, ale najważniejsze że się to tylko tak skończyło.
A moją najnowszą przypadłością ciążową jest nadwrażliwość na zapachy chociaż po ludzku i dosłownie powinnam określić to mianem wszechobecnego smrodu!!! Z tym, że rzeczy naprawdę śmierdzące nie przeszkadzają mi. Wietrzę mieszkanie często. Okna mamy cały czas pouchylane. Najbardziej odczuwam to wieczorem. Spać chodzę wyperfumowana. Skraplam sobie nadgarstki, kładę rękę na poduszkę, relaksuje się ,osiągam spokój i usypiam. A jak już usnę, to śnię obficie, jak nigdy. Nie sprawdzam już znaczenia tych moich snów, bo się boję. Straszne mam sny, ale czytałam gdzieś że to też może być przypadłość kobiet w ciąży. Chcę wierzyć, że tylko i wyłącznie dlatego mam takie sny, że nie zwiastują one nic złego. Oby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz