Na sam przód :) o Dniu Matki. Nie usłyszałam jeszcze magicznych słów, nie dostałam kwiatów, laurki, nie przytulił mnie Synek ALE czułam się wyjątkowo i bardzo dobrze w tym dniu. Patrzyłam na Milana, Jego uśmiech, radość, i byłam dumna i szczęśliwa z tego powodu że jestem mamą. A ta ufność płynąca z Jego oczu, miłość i ciekawość świata dały mi zapowiedź pięknych w przyszłości Dni Matki ... wszystko przed Nami :) Póki co w ramach świętowania udałam się na samotne zakupy :) Och jak fajnie było, nie patrzeć że zaraz Milanowi się znudzi, że będzie marudził. Ja i masa sklepów. Ograniczona byłam tylko progiem finansowym :) Chyba to dobrze. Ja mam umiar, nie lubię kupować drogich rzeczy, nie muszę mieć nowości w szafie, ani nie podążam ślepo za trendami. Wolę poczekać aż prędzej czy później będzie promocja na daną rzecz. Ale w sobotę dałabym się zwariować :) Fasony, kolory, szycia jak najbardziej w moim stylu, chociaż nie tylko w moim bo do przymierzalni były mega kolejki. No i zadziałał na mnie fakt, że miałam czas i luz i mogłam przebierać, oglądać, czekać spokojnie w kolejce .... to był mój dzień. A nie wiem czy Wy też tak macie, ale ja i np. moja siostra też tak ma, że na zakupy musimy mieć odpowiedni dzień :) Oczywiście zahaczyłam też o dział dziecięcy i sklep z zabawkami ... tak z okazji Dnia Matki. Wróciłam zmęczona ale naładowana dodatnio. Chwyciłam za odkurzacz, mopa i szmatkę. Potem zrobiłam jeszcze ciasto z truskawkami i wyszło mi !!!! To w ramach przygotowań na niedzielną wizytę małej przesłodkiej Maji z rodzicami. Było bardzo miło i fajnie. Majka zachwyciła nas i wręcz rzuciła na kolana swoimi minkami, spojrzeniami, gestami. Niepodważalny jest fakt że Ona jest przesłodka, ale chyba dla nas była tym bardziej, że w naszej rodzinie i otoczeniu są chłopcy. Nie mieliśmy za bardzo styczności z małymi dziewczynkami.
Wracając do naszego życia. Ja jestem chora. Pisałam Wam jak super wypoczywałam sobie na tarasie przez ostanie dni. Zapomniałam się oraz Wam dodać, że podczas tego słodkiego lenistwa, skąpana w słońcu, jadłam lody i piłam zmrożoną wodę !!! Potem, jadąc na zajęcia utknęłam w korku, na pełnym słońcu. Włączyłam klimatyzację w samochodzie czym przesądziłam zaistniały stan. W efekcie w sobotę brzmiałam jak stary trabant, a w niedzielę i poniedziałek prawie mi mowę odjęło. Dziś wraca mi głos ale źle się czuję, w zamian. O mamo !!! Właśnie, znów się tak złożyło, że na tydzień przed naszym wyjazdem do Polski bądź wizytą mamy ja jestem chora. Pamiętam, że tak jest bo zawsze sobie mówię : czemu teraz, czemu nie za tydzień ??? Teraz przylatuje mama akurat. Jak miała przylecieć do nas jak Milan się urodził, czekałam na Nią jak na zbawienie. Wiadomo, pomoc przy Milanie,w domu, ale to nie o tym teraz. Zdążyliśmy wyjść ze szpitala i ja się rozchorowałam. Nie miałam nawet czasu za bardzo żeby pójść do lekarza po receptę, ale miałam w perspektywie, za dwa dni przylot mamy z pomocą.
Na sam tył :) Refleksje po wizycie pieska :) Zapomniałam się z Wami nimi podzielić. Jedna główna myśl przewodnia jest taka, że nigdy w życiu psa w domu przy małym dziecku. Jakież to psisko było smutne, znudzone i opuszczone :( A my nie mogliśmy zapewnić mu atrakcji, bo naszą całą uwagę zabiera Milan. On miał tak smutne oczy, ten pies. Tęsknił na pewno za właścicielami, zabawami, bieganiem, domem. U nas był na smyczy nawet w domu. Znamy go, ale nie na tyle aby zaufać mu i puścić go luzem przy Milanie. Nie wiadomo co zrobi Milan a tym bardziej co przyjdzie na myśl psu. Jak to mówią: Psu nie wiara. Gdy chcieliśmy się Nim zająć na chwile, pobawić, zaraz był Milan przy nas. W dodatku ta masa sierści !!! Nie wiem czy On gubił sierść po zimie, czy to tak całym rokiem, taka rozrzutność. Ale przy raczkującym dziecku było to bardzo uciążliwe. Mam nadzieje, że to było okresowo bo zapowiada nam się druga wizyta pieska. Tym razem na dłużej. Właściciele wiedzą, jak Milan lubi go, i widzieli nasz początkowy entuzjazm. Głupio teraz się wycofać. Ja chyba tego nie wytrzymam psychicznie tych jego smutnych oczu. Ehhh
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz