sobota, 12 maja 2012

12.05

Tytułuje te moje posty datami, konsekwentnie, żeby nie mieć problemu z wymyślaniem owych tytułów. Chociaż np. do dzisiejszej notatki nagłówek ciśnie się sam na klawiaturę : "Nie wyrodzi wrona sokoła" albo "Nie daleko pada jabłko od jabłoni". Mam na to dwa mocne argumenty :) 
Po pierwsze. Ja mam taki zwyczaj ... a może dla Was odchył od normy, udziwnienie :) że uwielbiam zjadać, objadać skórki od cytrusów , szczególnie od pomarańczy. Precyzując - ten biały miąsz, górnymi jedynkami .... habibi :):):) W ciąży kilogramami jadłam cytrusy, nie tylko same skórki, owoce też. Przestałam, gdy miałam już przesyt, wstręt. Zreszto zostało mi do dziś, zmuszę się czasem dla skórek, ale bardzo bardzo rzadko. Nawet na Święta Bożonarodzeniowe i Wielkanocne nie jadłam, a zawsze mi się kojarzyły pomarańcze ze świętami. Ja jestem rocznik 1985, więc były to jeszcze przez okres dzieciństwa towary luksusowe. Do sedna. Milan je też skóry, ale od banana. Podchodzi do stołu, wyciąga rękę, wspina się na paluszkach i krzyczy. Na początku próbowałam mu obierać, na siłę, ale taki był wrzask, że machnęłam ręką. Mi nikt nie zabraniał objadać skórek od pomarańczy, więc po co ja będę z Nim wojować, skoro to i tak nie przyniesie efektu. Więc je z tymi skórami. Szczęście, że wypluwa co bleee i w sumie to bardzo cwanie je tego banana w całości, bo sobie wyciska środek :) Za chwilę Go to nudzi, wyrzuca i rusza "na łowy". Tyle mnie w Nim. Drugą cechę, jak dla mnie dziwną. Pewnie tak dziwną, jak dla Was moje zamiłowanie do łupin, odziedziczył po tacie. Mianowicie jest to zamiłowanie do czystych, pachnących rzeczy, świeżo upranych. No, ja wiem że to jest normalne. Wszystko jest normalne, gdy ma się w tym umiar. U Wojtka jednak, jest to chyba przesadzone już. On potrafi wyrzucić do prania świeżo zdjęte z suszarki rzeczy, bo nie pachną. Wszystko przed założeniem wącha. W płynie płukamy dwa razy. A o ręcznikach już nie wspomnę :) Milan natomiast, codziennie rano czy wieczorem staje przy szafie. W zależności czy jest już uchylona czy nie, czy da radę sam przesunąć drzwi czy trzeba się mocować. Potem na paluszki, ręka w górę i yyyy, po świeżą pieluchę "tuliśkę". Codziennie. A jak już ma, to śmieję się w głos z radości, tuli, wącha, raduje się bardzo :):):) Śmieszny jest :) W ogóle jest pocieszny i fajny :) Rozgadał się. Dorośleje. Sam wspina się na swoje krzesełko, oznacza to że chce oglądać bajki. Potrafi posiedzieć już w miejscu, na bajce. Lubi też, znów, swoje łóżeczko. Upomina się, aby Go tam włożyć. Ono ma płozy, więc się pobuja, powścieka, jest miękko i bezpiecznie. Lubi też z tych spokojnych rzeczy, oglądać książeczki. Niespokojnych rzeczy jest masa. Najlepiej wścieka się z tatą. Wojtek tylko powie: gonię Go, a Milan, gdzie by nie był reaguje jak poparzony i nogi - w przypadku, gdy stoi, albo dupka- gdy siedzi, za pas, i uwija się ile sił i mocy ma :) Miejscem do wściekania jest też nasze łóżko. Kolejne miejsce na relax, z mamą - kanapa. Wspomnę tylko, że pooglądamy książeczki, a On biegnie na kanapę i próbuje się wdrapać. Mamy takie swoje miejsca. To oglądanie książeczek też ewoluowało. Wcześniej była strona po stronie, szybko, że nie zdążyłam nawet nic opowiedzieć. Teraz, nadal nie jestem w stanie przeczytać tekstu, ale za to pokazuje Milan zwierzaczki, o które pytam. Pytany np. Gdzie jest muuuu?? wskazuje. Ale i tak króluje kotek :) A propos kotka, mamy pieska, gościnnie :) Sąsiedzi wyjechali a my się zgodziliśmy objąć patronat. Miły, mądry, przyjazny pies, więc nie ma problemu. Obyty też z Nami i Milanem. Pierwsze kroki rano na dworzu kierujemy zawsze do pieska. A teraz gdy piesek jest w domu, ma dostęp stały to Go prawie nie interesuje. Ach ... przekorną ma naturę :) Ciekawe po Kim to ??? :):):)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz