sobota, 19 listopada 2011

18.11

Żyję. Nadaję z polskiej ziemii :) Wylądowaliśmy w niedzielę koło 21:16 po batalii w mieszkaniu w Oslo. To była prawdziwa przeprawa !!! Ja chora, Milan zaczął gorączkować. W końcu organizm się poddał i w piątek przed wylotem pojawił się katar i kaszel. Cały entuzjazm z powodu wyjazdu do Pl znikł. Jak tu się cieszyć, skoro ja chora i Milan, noc nieprzespana, bo Bidulek miał zawalony nos a przede mną pakowanie i perspektywa lotu z chorym dzieckiem. A owe pakowanie to był największy orzech do zgryzienia. Spakować w jedną walizkę siebie i synka na dwu miesięczną wyprawę !!! Zaczęłam w sobotę skończyłam 5 minut przed wyjazdem na lotnisko. Przygotowywałam, składałam, przekładałam, pisałam listy, rozważałam, porównywałam i w ostateczności przed wyjazdem na lotnisko znów wszystko wypakowałam i spakowałam raz jeszcze bo żadnymi znanymi nam siłami i sposobami nie mogliśmy zamknąć walizki, w którą napakowałam 25kg ubrań i kosmetyków. W tym tych ostatnich większość Milana, ja co do firm kosmetycznych zupełnie nie jestem wybredna a On a i owszem bardzo.Gdy pokonałam Iszy etap naszej podróży - pakowanie. Przyszedł czas na IIgi - lotnisko Gardermoen. Tam poszło nam sprawnie. Wojtek mógł nam pomóc aż do przejścia przez bramki po kontroli osobistej. Nie obyło się bez łez :( Wojtek wiadomo, a Ja za Niego. Niby tylko miesiąc nie będziemy się widzieć, My, ale wiadomo że najbardziej chodzi o Nich : Milana i Wojtka. Ale dla Wojtka to będzie bardzo ciężki czas. Pobudki samotne, powroty do pustego domu, brak rytuału wieczornego i samotne zasypianie. Łzy leciały mi ciurkiem, po prostu mimo woli. Przy wejściu na halę odlotów zapakowałam inwentarz: Milana i torbę do wózka i pojechaliśmy. Rozpoczął się III-ci etap co do którego miałam najwięcej obaw - lot. Patrzyłam co 15 minut na zegarek ciesząc się że Milan nie marudzi, zachowuje się przyzwoicie i nie jest uciążliwy dla współpodróżujących. I tak cały lot :):):):) Iszą godzinkę się rozglądał i podziwiał, IIgą oglądał bajki. Pełen luz i komfort, tylko matka zeschizowana :) Wylądowaliśmy. Szczęście niepojęte dla odbierających nas z lotniska :):):) Siostra ma chwyciła Milana na ręcę i biegiem do samochodu, co najmniej jakby to było odbicie Go z rąk jakiś porywaczy, najeźdźców i innych im podobnych :) Isza nocka na nowej ziemii była ciężka. Milan usnął koło 4 nad ranem. Zmiana otoczenia, inny wystrój, masa emocji, nowe twarze i głosy, inny smak mleka, chciałam się rozpędzić i napisać inna wanienka a tu się należy napisać po prostu wanienka a nie miska. Pomimo że zapakowałam parę ulubionych gadżetów. Aklimatyzacja trwała jeszcze przez najbliższe dni. Bo jak tu spać skoro Ktoś znów przyszedł i w dodatku rozmawia ze mną i się śmieje i zabawia i kuka i guga i cuda wianki ??? A no absolutnie nie spać tylko się rozglądać, cieszyć a potem marudzić. Taki logiczny związek przyczynowo-skutkowy. Staraliśmy się jakoś ułatwić Milanowi ten ciężki dla Niego proces. Na lodówce zawisł plan dnia; karmienie odbywa się w ciszy, kameralnie; pożyczyliśmy wózek , ba mało powiedziane korzystając z uprzejmości wózki; Milan śpi znów na dworze; a kąpieli zażywa w pojemniku na zabawki :) I jest spokój :) W miarę, bez szaleństwa. Są odstępstwa, rozumiem a raczej staram się zrozumieć że babcie, dziadkowie, prababcie, ciocie oraz wujkowie nie widzieli Go długo, więc przymykam trochę oko na noszenie Go na rękach, ale tylko trochę. A czasem o tym zapominam :) Nie chcę Go rozpieścić, dla Jego dobra. W styczniu pojedziemy do No i ja nie będę Go nosić na rękach cały dzień. Fizycznie to ponad moje siły, chociaż masy mi nie brak :):):) A drugi aspekt to Jego uzależnienie, nic bym w domu nie zrobiła, bo Milan potrzebowałby mojej obecności, nie umiałby się sam bawić, oglądanie bajek stałoby się nudne, co teraz jest dla Niego normalne. Muszę interweniować i mieć oczy otwarte :):):) Tak Milanku to dla Twojego dobra :) Teraz śpisz sobie na dwórku pod okienkiem. Ciocia Marta wzięła Cię po obiadku na spacerek, powoziła, dzięki czemu mama miała chwilę aby napisać ten post. Tak więc wróciliśmy do normy. Obiecuję pisać częściej. Nie wzięłam aparatu dlatego póki co bez zdjęć :( pozdrawiamy Wszystkich czytających a najbardziej tych z Oslo w tym całusy dla Tatusia, bo teraz ma nas ponoć czytać :D

1 komentarz:

  1. mam czas i czytam:)pozdrawiam kocham was i mocno tęsknie buziaki

    OdpowiedzUsuń