wtorek, 20 marca 2012

20.03

Witam serdecznie po tygodniowej przerwie. W tym czasie przeteleportowaliśmy się do Polski, ja i Milan :) Niestety nie tak jak Zordon - mistrz teleportacji z jakiejś głupiej i wojowniczej bajki, a drogą powietrzną - samolotem. Z ówczesnym długim pakowaniem, całą logistyką i karteczkami : do walizki, do torby do samolotu, niezbędne dla Milana, do przemyślenia. Ale nie było tak źle. Teraz ten cały wybiór to pestka, Milan już nie jest taki wybredny pod względem higieny, odżywiania. Jedyne co mu wzięłam z Norge to kaszki. On lubi, ba chyba każdy lubi te pyszne słodkie kaszki dostępne tu, ale w No nie ma takich, więc nie będę mu serwować słodkich kaszek tylko nasz zapas niekoniecznie pysznych aby uniknąć buntu po powrocie do Oslo. Gorzej wspominam nasze Isze pakowanie w listopadzie, gdy 5 minut przed wyjściem z domu żadnymi znanymi nam sposobami nie mogliśmy zamknąć walizki. Tak wiem, jest jeden niezawodny - suwak. Niby proste a tak sobie to wtedy utrudniłam. Utrudniłam, bo po fakcie pomyślałam - przecież mogłam domówić jeszcze jedną walizkę. Było , minęło. Ale kiedy ??? Jadąc z lotniska uknułam własną teorię czasu :) Doszłam do wniosku że najkrócej jest od Gwiazdki do Wielkanocy, a najdłużej od wakacji do Bożego Naradzenia., bez względu na daty a ze względu na aurę towarzyszącą oczekiwaniom. Nieprawdaż ??? :)  Wracając. Czuje się jakbym wcale nie wyjechała z domu. Wszystko takie same, jak wyjeżdżałam nie było śniegu teraz tak samo tyle że cieplej jest. Domownicy, rodzina, znajomi widzą tylko dużą zmianę w Milanie. Więc naprawdę ten czas leciał, dla mnie była to chwila. No i ponoć we mnie też coś się zmieniło - usłyszałam że schudłam niedużo ale jest jakiś efekt :):):) Motywujące. Pa pa, ruszamy w tourne po rodzinie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz