Godzinę temu prawie zapisałam się na kurs języka norweskiego. Już zadzwoniłam po informacje trzy raz - raz ogólnie, drugi - dopytać o cenę bo aż nie wierzyłam , trzeci - zapytać o koleżankę. Przed czwartym ruchem - wysłaniem zgłoszenia, otworzyłam w końcu oczy i umysł wpisując adres mailowy - a w adresie - Stavanger ,oj tak oj tam jakieś 550 km ode mnie :) Hmmm ... tak mną targnęła chęć zdobycia wiedzy że aż tam by mnie poniosło :):):) Ale ! nie dałam za wygraną :) W końcu tu chodzi o mnie, o mój rozwój intelektualny, moją edukacje, zrobienie czegoś dla siebie, Ja i i tylko Ja !!! :) Poszperałam, poczytałam, wyczytałam. Mają siedzibę w Oslo, więc oczywista oczywistość że maile już wysłałam . Czekam. Sprawdzam pocztę co chwila, więc bardzo czekam :) Bo myly Państwo, to jest kolejne z moich postanowień noworocznych. Nauka języka norweskiego. Bo ileż można wysługiwać się tym angielskim ??? Niby coś tam mi świta, w końcu uczyłam się sama w domu, ale jak co do czego to klapa :) Znam pisownię, znaczenie ale nie wymowę. I to mnie blokuje, tchórzę. Ponad to wiadomo mój zasób słownictwa nie jest bogaty - jest podstawowy. Zazwyczaj mój rozmówca nie umie odpowiedzieć mi po prostu - krótko i na temat, tylko sieknie mi taką ripostą że od razu proszę o przejście na tryb angielski. A że Norwedzy władają angielskim językiem płynnie, bo tu emitowane są filmy, programy po angielsku opatrzone napisami po norwesku, to to to ... tak mi podcinają skrzydła !!! No nie da sie inaczej trzeba iść na kurs. Zrobić coś dla siebie. A może też i dla rodziny. Nie wiadomo co i kiedy się w życiu człowiekowi przyda. My nie możemy myśleć już o sobie, o swoich pragnieniach , tęsknocie za bliskimi. My możemy a nawet musimy myśleć o Milanie. Musimy wykorzystać wszystkie możliwości jakie mamy aby stworzyć mu dobre dzieciństwo a w przyszłości wykształcić Go, dać możliwości rozwoju. A póki co wracając do teraźniejszości ja mam możliwość nauki o tyle superową że mieszkam w kraju ojczystym tego języka o ile tak można rzec o języku. Więc czekam na maila, zobaczymy. Nakręciłam się co da się wyczytać zapewne. Lipa, będzie jak się okaże że nie ma kursu w Oslo i opadną mi trochę skrzydła. Ale namierzę coś innego może w tak atrakcyjnej cenie.
A teraz dygresja :) W tamtym roku była sfokusowana na Milanie, trochę zapomniałam o sobie, chociaż dużo było w Nim mnie, nawet byłam cały czas przez 9 miesiący nie rozłacznie dzień w dzień. Przez kolejne też dzień w dzień, ale jednak już inaczej. I pomimo tego że ON (Ty Ty Ty Synku) będzie najważniejszy i będzie mi nadawał rytm, prosty przykład - pozwoli mi poćwiczyć wieczorem albo będzie miał mega zły dzien i nie, i inne temu podobne to chyba ten rok będzie taki mój. Mąż mówi że już schudłam nawet :):):) Trochę słodzi ... chociaż a może ... bo On w kwestii wagi raczej nie słodzi :) Odbiera świat takim jaki jest, ja też, dlatego zazwyczaj nie przeszkadza mi Jego uwagi, może bardziej spostrzeżenia. No, chyba że źle zaakcentuje albo w złą minutę wypowie :) Ale fakt faktem, że jakoś pultynki mi zmalały, taka "zamorzona" w pozytywnym znaczeniu się robię na twarzy :) Dzieję się, spełnia się :)
A za oknem ....śnieżek sobie pada ruchem prostoliniowym jednostajnie przyspieszonym, znaczy się pięknie pada :) wprost min. na Milana wózek z właścicielem na pokładzie , rzecz oczywista. Ukojenie - ten dwór, ten mrozek, wózek, ta cisza dookoła, ta cała zimowa aura, radio w eterze. Błogo mi :) i blogo :) Tymbardziej że dziś Milan nie wstał szczęśliwy. Pobudka nastąpiła za wcześnie, ok 7:45. Normalnie wstaje ok. 9. Ucieszyłam się, bo zaplanowałam dziś wyprawę do przedszkola... a mielismy szybką wyprawę na spacer. W tym znaczeniu, że szybko się zbieraliśmy, Bo M. był bardzo marudny, a potem już luzik i relax... take it easy - rutyna.